Od zawsze lubiłam cmentarze. Były to dla mnie nie tyle ogrody pamięci, ile ogrody osobistych historii: tragicznych, heroicznych, romantycznych, prozaicznych…absurdalnych. Mówiły o tym epitafia. Dziś wiem, że epitafia też żyją i umierają. Czas i natura wciąż zacierają wyryte litery, słowa, frazy. Epitafia zmienia też kultura. Cmentarne mody i trendy modelują treść nagrobnych napisów, chmurę odniesień i skojarzeń. Przy odrobinie wyobraźni można zobaczyć cmentarzysko dawnych epitafiów nagrobnych, pilnowanych przez wielkie piaskowe anioły, które sfrunęły tu z historycznych cmentarzy… Kilka lat temu zaskoczyła mnie informacja, że gdzieś w Ameryce istnieją „epitafia gastronomiczne”*, ujmujące pamięć o zmarłym w „jego przepisie kulinarnym”, a może bardziej z kojarzonym z nim przepisem kulinarnym. W pierwszym odruchu pomyślałam: „O jedzeniomania weszła na groby”. Przypomniały mi się Dziady, zaduszkowe chleby, lubelska szczypka, krakowski miodek turecki, warszawska pańska skórka…** Szybko
copywriting, content marketing, pisanie kreatywne