Oto właśnie media obiegła wieść, że Jeanette Winterson spaliła autorskie egzemplarze własnej, świeżo wznowionej książki. Spaliła je na znak protestu przeciw swojemu wydawcy, który – bez jej zgody – umieścił na okładkach blurby, które nijak miały się do jej powieści. Były miłe, słodkie i takie „domowe”, że kojarzyły się z „literaturą kobiecą najgorszego sortu”. Nie było w nich nic z tego, na co stawiała autorka od zawsze, jak: figlarność/frywolność, dziwność, nowoczesność, nowatorskość – literacka i obyczajowa, rzecz jasna.
Bo blurby były bez ognia, bez żaru, bez energii, bez namiętności i bez prawdy – można przyjąć, że taka jest autorska motywacja performansu, który można by nazwać roboczo „Palę blurby”.
Oczywiście nikt nie wie, jak było naprawdę. Czy poszło o mdłe blurby i beznadzieją komunikację na linii autorka – wydawnictwo, czy o wykorzystanie blurbów, a właściwie nieporozumienia w sprawie blurbów, do specjalnej promocji autorki i jej twórczości.
Tak czy siak, o blurbach i geście autorki jest głośno, jest kontrowersyjnie. Jest medialny szum. Jest okazja do wydobycia z cienia i Jeanette Winterson, i jej wznowionej książki, i jej literatury w ogóle.
Pozostaje tylko pytanie o skuteczność tego performansu w czasach, w których każde niepotrzebne ognisko wywołuje sprzeciw, a równocześnie oswojono i udomowiono: i figlarność, i dziwność, i niebinarność płciową, i prawie wszystko na czy budowała swój literacki świat Jeanette Winterson.
Może jednak te blurby nie były takie nieprawdziwe? Może nawet najbardziej modernistyczna literatura z czasem powszednieje? Płowieje? Popieleje?
* Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka.
** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom.
***Polub Content i Marketing na Facebooku.
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentujcie, dopisujcie, nadpisujcie :)