Przejdź do głównej zawartości

Masłowska nie czuła


Reklama czasami poniewiera. Czasami dobre obyczaje, kiedy indziej dobry smak. Bywa nieczuła z wyrachowania albo…głupoty. Bo reklama karmi się starą zasadą: im wyraziściej tym lepiej…. 

A piszę o tym, bo  od kilku dni trwają spory o reklamę, w którą uwikłała się Masłowska. Dorota Masłowska. Choć lepiej napisać: zaangażowała się mózgiem i ciałem. I podpisała ją swoim nazwiskiem, pachnącym dotąd nieźle braną literaturą i dramaturgią.

Otóż Dorota Masłowska, od między innymi Między nami dobrze jest, razem ze swoim biznesowo-kreatywnym partnerem – Maciejem Chorążym  w imieniu marki „Medicine”, w ramach projektu „Collaboration Art”,  pomyślała i odegrała spot  o odzieży, która leczy.

Z żartami jak solą

Słychać  w  tej reklamie mniej więcej takie słowa:
„Czujesz, że współczesne zagrożenia cywilizacyjne cię przerastają? Próbujesz uporać się z drażliwością, dyskomfortem, niepokojem? Nie możesz zasnąć? Nie możesz wstać? Jest ci źle pośród ludzi, a jeszcze gorzej w samotności? Jesteś znużony i niecierpliwy? Zniechęcony? Apatyczny? Mamy rozwiązanie! Terapeutyczne ubranie!”
 i dalej
„Medicine uśnieża ból istnienia” (o kalamburach w reklamie pisałam tutaj),
i dalej  
Very Alternative Medicine.

W reklamie widać (no ja widzę!) „naiwną konsekwencję” oraz przymrużenie oka. Widać stary jak świat koncepcik połączenia nazwy producenta/sprzedawcy z jego produktami. Skoro  sprzedaje „Medicine” – to proste jak drut, jasne jak słońce, że sprzedaje: leki, lekarstwa, medykamenty, remedia, ratunek.  

Postawiono więc na namingowy żart, greps, kalambur (ubranie, które „uśnieża ból istnienia” i dodałabym, że nie tylko – bo i szafę, i sofę, i fotele, i krzesła, i dywany nawet). Postawiono na  pastisz, a wyszedł...

Medialny pasztet

Wyszedł medialny pasztet. Roz-bzy-czały się media świecące: „miało być śmiesznie i miało przyciągać uwagę, udało się tylko to drugie”, „kontrowersyjna kampania”, „Medicine promuje ubrania jako >>lek na ból istnienia<<, „ta kampanie jest po prostu przykra”, „depresja nie wygląda”, „nowa koszulka nie wyleczy cię z depresji”, „gdyby to był jeszcze żart, na  przykład koszulka z napisem >>W niej nie będziesz nigdy sama<<”, „marketingowców zaskoczyło, że  w 2020 roku ludzie nie mają beki z zaburzeń psychicznych”.

Podobno zawrzało  nawet  wśród psychiatrów i terapeutów. Media, psychiatrzy i terapeuci, jakby się umówili na wspólne podważenie sensu  zabawy w marketingu w pastisz, przez pastisz, z pastiszem, wokół pastiszu.

Meandry pastiszu

Cała ta sytuacja pokazuje, że pastisz, czyli przysłowiowe „puszczanie oka” do odbiorcy, tu z odwołaniem do praktyk reklamowych (zalecanek-obiecanek, wyolbrzymień „języka korzyści”, odwołań do medycznej leksyki – panaceum, antidotum, ratunek, remedium, recepta, pomoc), po prostu „przestało żreć”. I zdycha. „Puszczanie oka” zdycha w tym naszym serio świecie, coraz bardziej zaludnionym przez ludzi „nieustannie kąsanych” przez słowa innych. 

Może jednak ma rację Olga Tokarczuk, że „największą chorobą naszych czasów stał się literalizm – tendencja do ograniczającej myślenie dosłowności”?

A może to efekt użycia pastiszu? Bo przecież pastisz – brat imitacji, żartu, parodii – lubi „wymykać się spod kontroli”, zwodzić, wydawać się czymś innym niż jest. Lubi być brany na odwrót. Przed laty, bodaj w 1991 roku, przekonali się tym Marlena Drozdowska z Markiem Kondratem, kiedy nieopatrznie swoim pastiszem zgotowali i mydełku Fa, i disco polo reklamę wszech czasów. Miała być beka, a wyszedł panegiryk.


PS
A swoją drogą, dokąd doszliśmy, że nikt i nic (oprócz medyków i terapii stricte medycznych!) nie może nam poprawić nastroju. I pomyśleć, że kiedyś wystarczył kolorowy kolczyk albo nowe usta koralowe. I pomyśleć, że każdy dzisiejszy „ból istnienia” to depresja. A gdzie choćby melancholia czy chandra, czy całe stado naturalnych smutów, smutków (i zasmutkowań), smuteczków, smętków, załamek, żalików? 

* Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka.
** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom.
***Polub  Content i Marketing  na Facebooku.


 

Komentarze

Najpopularniejsze

Chwytliwe hasła

A jednak rymy w komunikacji wszelkiej maści są nieśmiertelne . Wczoraj wieczorową porą weszłam na Facebooka, a tu balet …rymów: „Pani Beato! Niestety, ten rząd obalą kobiety! Albo: „już to media podchwyciły, jakby całe życie z anarchią na piersiach łaziły”. Albo: „głośno wszędzie, czarno wszędzie, co to będzie, co to będzie!” Nawet niektóre hasztagi wyświetlające się na mojej facebookowej ściance ubrały się w rymy: #latowKato, #macchiatowkato. #nakawcewwawce. Może byłabym przeoczyła ten e-taniec rymów, gdyby nie to, że od pewnego czasu jestem wyczulona na rymowanie. Zwłaszcza w sloganach promocyjnych i reklamowych. I wbrew temu, co się sądzi „na mieście” rymy wcale nie wyszły z copywriterskiej mody. Mimo, że niektórych drażnią w sposób absolutny. Rymy robią niezłą robotę Rymy od zawsze bawiły, odróżniały, wyróżniały, wbijały w pamięć nazwy firm (i ich adresy), nazwy marek, produktów . O czym pisałam między innymi tutaj i tutaj . Rymy służyły także wyśmienicie czarnemu PR-owi, ...

Czekolada: kultowe hasła reklamowe

Jean  A. Brillat-Savarin o czekoladzie Czekoladę uwielbiał na pewno Król August III. Podobno codziennie wstawał o 3 nad ranem, wypijał filiżankę nieprzyzwoicie intensywnej czekolady i siadał za biurkiem. Sam z siebie, a raczej ze swojej królewskiej mądrości, nieprzyjemności królewskich obowiązków otwierał  czekoladową przyjemnością. A Brillat-Savarin, autor słynnej Fizjologii smaku (1825),  pisał:” […] gdy myślenie przychodzi mi z trudem i przygniata jakaś niewiadoma siła, do wielkiej filiżanki czekolady dodaję ziarnko ambry wielkości bobu, utłuczone z cukrem i zawsze pomaga mi to doskonale. Dzięki temu środkowi wzmacniającemu życie staje się łatwiejsze, myśl lżejsza i nie grozi mi bezsenność, nieunikniona po filiżance kawy na wodzie, którą wypijałbym w tej samej intencji” . I pewnie niekłamany był  ten jeden z jego 9 żali nad biednymi przodkami, którym nie dane było próbować smaków Anno Domini 1825: „ Bogacze Rzymu, którzy wyciskaliście pieniądze zews...

Dobre rymy, na dobry humor i dobry apetyt

Jesień. Szaro. Buro. Tu i ówdzie leje. A za mną chodzą rymowane wiersze związane z małą i wielką kuchnią: na dobry dzień, na dobry apetyt, na dobry PR, na dobry marketing. Wiem, wiem, że niektórzy organicznie nie znoszą rymów. Ale skoro uprawia się je od lat, w promocji i marketingu również, to musi w nich być siła . Tyle  rymujących ludzi – a w tym duch zbiorowy (ach, te przysłowia!*), poeci i pisarze, tekściarze albo rymarze (twórców tekstów piosenek mam na myśli), kwalifikowani i samozwańczy copywriterzy – nie może się przecież mylić… Gastrorymy , małe i duże, są rozsiane gęsto w dorosłej i dziecięcej literaturze pięknej, popularnej, kulinarnej (to oczywista oczywistość), w starych i nowych anonsach prasowych, w namingu: nazwach potraw, a nawet restauracji. Przykłady? Proszę bardzo – dla miłośników obcych nazw – Good Honest Food (Dobre, uczciwe, jedzenie) albo  Poco Loco ( Zwariowany/Zbzikowany/Szalony Kawałek albo takie samo Coś Niecoś ). A dla miłośników polszczyzn...