Przejdź do głównej zawartości

Komu w drogę, temu książka


Marketing książki i marketing przez książki to coś, co mnie zajmuje absolutnie wyjątkowo. Pisałam wielokrotnie między innymi o fictomercialu – o lokowaniu produktu w literaturze.
 
A niedawno dowiedziałam się, że właśnie ruszył portal „Książki na drogę”, uruchomiony przez stowarzyszenie „Dziki Bez”. Portal pomyślany jako miejsce służące znakowaniu mapy geograficznej Polski – literaturą. Jako miejsce spotkań literackiej fikcji, literatury niefikcyjnej i geografii Polski.

Literatura znakująca rzeczywiste miejsca*  to pomysł szalenie mi bliski. Myślę o nim od lat prawie codziennie, idąc ścieżkami, ścieżynkami i ulicami mojego miasta, tropami zostawionymi mi przez Bienka. Horsta Bienka. I słowo daję, że czasami czuję ten zapach dzikiej lawendy i róż, który opisał w swojej Ostatniej polce. I słyszę dźwięk żółtych tramwajów, z jego dzieciństwa. Choć w moim mieście od lat już nie jeżdżą tramwaje. I nikt lepiej niż Bienek nie zwrócił mojej uwagi na ślady niegdysiejszego „żeliwnego imperium” łączonego z moim miastem. Dzięki jego Opisowi pewnej prowincji  żarłocznie wpatruję się w gliwickie żeliwne schody, żeliwne zdobienia drzwi, bram, balkonów. Dzięki Bienkowi odkryłam też istnienie gliwickiej biżuterii żeliwnej (1820-1840) i innej żeliwnej drobnicy ozdobnej.

Dzięki Bienkowi chodzę po prostu uważniej po moim mieście. Podobnie jak uważniej chodzę po Nikiszu po lekturze Kōmisorza Hanusika Marcina Melona i Czarnym ogrodzie Małgorzaty Szajnert.

Dotknąć piersi Julii 

Marketingowy i promocyjny potencjał literatury jest na świecie świetnie znany i wykorzystywany od dawna. Jest wykorzystywany przez sojusz literatury, miejskiego brandingu, turystyki kulturowej. Któż na przykład więcej zrobił dla Werony niż … Szekspir, który mimochodem uczynił z niej „mekkę zakochanych”, podwaliny pod markę „Miasto zakochanych”, „Miasto miłości”, „Miasto Julii i Romea”, „Miasto Julii” (he, he Szekspir specjalistą od budowania marki!).

Paradoks Szekspirowego marketingu polega na tym, że sam znał Weronę prawdopodobnie tylko z pisma. A jednak to on, obcy znający miasto z drugiej ręki i jego fani***  nadali treść**** dzisiejszej Weronie. Nałożyli na to miasto woal fikcji miłości Romea i Julii i przyćmili nim inne narracje.
 
Dziś prowadzi przez Weronę ścieżka najromantyczniejszych kochanków świata, której głównymi punktami są „Dom Julii" (Casa di Giulietta, via Cappello 23) z kultowym balkonem, „Dom Romea" (Casa di Romeo, via Arche Scaligere 2) i „Grób Julii" (Tomba di Giulietta, Via Luigi da Porto, 5) – miejsce kultowych pielgrzymek od początku XIX wieku. Mówi się o tym, że wdowa po Napoleonie, Maria Ludwika, w 1822 roku z sarkofagu Julii zabrała kilka odłamków, żeby następnie oprawić je w złoto i nosić jako naszyjnik.

Podobno nawet rzeka Adyga przepływając przez Weronę układa się w kształt litery „S”, jak sposa, czyli narzeczona.

I nikomu nie przeszkadza, że „Dom Julii" należał do rodziny Capello (nie Capuletti), że kultowy balkon dobudowano do domu w latach 30 XX wieku i że w czasach Szekspira nikt nie wiedział co to balkon (a scenę balkonową zawdzięczamy raczej architekturze teatru elżbietańskiego i Thomasowi Otwayowi, niż werońskim realiom) i że posąg Julii, ten o którym się mówi, że dotknięty w miejscu prawej piersi jest gwarantem wiecznej miłości – jest tylko kopią.  Zastępnikiem  brązowego oryginału,  który podobno w miejscu prawej piersi był „przetarty do żywej dziury" od dotknięć ludzi głodnych dozgonnej miłości.  Tu i ówdzie szepczą, że kopia działa i że dotknięcie prawej piersi kopii posągu Julii w najgorszym wypadku...zapewnia gorący romans we włoskim stylu.

Mit Julii i Romea po prostu żyje w Weronie, wprzęgnięty w jej pejzaż, architekturę, wielki globalny PR z interaktywną pocztą do miłosną ( „Listy do Julii” funkcjonują od 1937 roku) i przemysł turystyczny.

A niby literatura ma siłę marniutką.
literatura, marketing terytorialny, , marketing miejsc, turystyka literacka, książki na drogę, potencjał turystyczny, miasta literatury, biografia miasta, miejsca intymne, Werona, Romeo i Julia
Komu w drogę, temu książka. Więcej: https://casadigiulietta.comune.verona.it

* opisująca je, mityzująca, wbijająca w pamięć, tagująca, wyróżniająca, odróżniająca
** tłumacze, plagiatorzy, interpretatorzy, inscenizatorzy, adaptatorzy i czytelnicy
*** zdefiniowali esencję, klimat


Teraz czas na Ciebie.
Blogowanie to gra zespołowa. 
* Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka.
** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom.
***Polub  Content i Marketing  na Facebooku.




Komentarze

Najpopularniejsze

Chwytliwe hasła

A jednak rymy w komunikacji wszelkiej maści są nieśmiertelne . Wczoraj wieczorową porą weszłam na Facebooka, a tu balet …rymów: „Pani Beato! Niestety, ten rząd obalą kobiety! Albo: „już to media podchwyciły, jakby całe życie z anarchią na piersiach łaziły”. Albo: „głośno wszędzie, czarno wszędzie, co to będzie, co to będzie!” Nawet niektóre hasztagi wyświetlające się na mojej facebookowej ściance ubrały się w rymy: #latowKato, #macchiatowkato. #nakawcewwawce. Może byłabym przeoczyła ten e-taniec rymów, gdyby nie to, że od pewnego czasu jestem wyczulona na rymowanie. Zwłaszcza w sloganach promocyjnych i reklamowych. I wbrew temu, co się sądzi „na mieście” rymy wcale nie wyszły z copywriterskiej mody. Mimo, że niektórych drażnią w sposób absolutny. Rymy robią niezłą robotę Rymy od zawsze bawiły, odróżniały, wyróżniały, wbijały w pamięć nazwy firm (i ich adresy), nazwy marek, produktów . O czym pisałam między innymi tutaj i tutaj . Rymy służyły także wyśmienicie czarnemu PR-owi, ...

Czekolada: kultowe hasła reklamowe

Jean  A. Brillat-Savarin o czekoladzie Czekoladę uwielbiał na pewno Król August III. Podobno codziennie wstawał o 3 nad ranem, wypijał filiżankę nieprzyzwoicie intensywnej czekolady i siadał za biurkiem. Sam z siebie, a raczej ze swojej królewskiej mądrości, nieprzyjemności królewskich obowiązków otwierał  czekoladową przyjemnością. A Brillat-Savarin, autor słynnej Fizjologii smaku (1825),  pisał:” […] gdy myślenie przychodzi mi z trudem i przygniata jakaś niewiadoma siła, do wielkiej filiżanki czekolady dodaję ziarnko ambry wielkości bobu, utłuczone z cukrem i zawsze pomaga mi to doskonale. Dzięki temu środkowi wzmacniającemu życie staje się łatwiejsze, myśl lżejsza i nie grozi mi bezsenność, nieunikniona po filiżance kawy na wodzie, którą wypijałbym w tej samej intencji” . I pewnie niekłamany był  ten jeden z jego 9 żali nad biednymi przodkami, którym nie dane było próbować smaków Anno Domini 1825: „ Bogacze Rzymu, którzy wyciskaliście pieniądze zews...

Dobre rymy, na dobry humor i dobry apetyt

Jesień. Szaro. Buro. Tu i ówdzie leje. A za mną chodzą rymowane wiersze związane z małą i wielką kuchnią: na dobry dzień, na dobry apetyt, na dobry PR, na dobry marketing. Wiem, wiem, że niektórzy organicznie nie znoszą rymów. Ale skoro uprawia się je od lat, w promocji i marketingu również, to musi w nich być siła . Tyle  rymujących ludzi – a w tym duch zbiorowy (ach, te przysłowia!*), poeci i pisarze, tekściarze albo rymarze (twórców tekstów piosenek mam na myśli), kwalifikowani i samozwańczy copywriterzy – nie może się przecież mylić… Gastrorymy , małe i duże, są rozsiane gęsto w dorosłej i dziecięcej literaturze pięknej, popularnej, kulinarnej (to oczywista oczywistość), w starych i nowych anonsach prasowych, w namingu: nazwach potraw, a nawet restauracji. Przykłady? Proszę bardzo – dla miłośników obcych nazw – Good Honest Food (Dobre, uczciwe, jedzenie) albo  Poco Loco ( Zwariowany/Zbzikowany/Szalony Kawałek albo takie samo Coś Niecoś ). A dla miłośników polszczyzn...