Przejdź do głównej zawartości

Marketing kolorów


Jest luty. Po czarno-białej elegancji stycznia, rzeczywistość za moim śląskim oknem staje się coraz bardziej ruda i błękitna. I kiedy wczoraj smakowałam lutowe rudości, które na czubkach leśnych  młodników przechodziły w delikatny fiolet, przyszedł mi na myśl temat „marketingu kolorów”. Nie marketingu przez kolor, ale marketingu kolorów. Nie powiem, że temat ten „objawił mi się” niepodziewanie, bo tak naprawdę nic nie dzieje się niespodziewanie, a „marketingowe kolorowanie świata” obserwuję już od jakiegoś czasu.

Od jakiegoś czasu obserwuję jak wybrany kolor, „otoczony marketingową chmurką”, wypełnia na sezon (albo i dłużej!) światy. Oba światy: i ten realny, i ten wirtualny. A właściwie – najpierw wirtualny, a potem fizyczny. Bo wirtualny świat coraz bardziej decyduje o tym, jakie kolory nosi się na ulicy i w salonach, jakimi wypełnia się prywatne wnętrza i publiczne przestrzenie, koloruje włosy, paznokcie, usta i jedzenie, i picie.

Instagramowe colorlove

Nie do przecenienia w tym względzie jest zwłaszcza Instagram! Instagram, który rodzi kolorystyczne fady i trendy, wzmacnia zrodzone przez zawodowych trendsetterów, inspiruje do określonego „kolorowania świata” na dużo większą skalę niż mogłoby się wydawać.

Właściwie to tak na dobre trudno powiedzieć kto dziś bardziej „ustawia” modne kolory w danym sezonie czy roku: zawodowi trendsetterzy, Pantone* czy instagramerki i inne influencerki. Czy może – choć brzmi to jak czyste szaleństwo – fanosfera Instagrama, która przez swoje lubienie/nielubienie trzyma gwiazdy i gwiazdeczki Instagrama w ryzach. Auteliminuje z ich postów wszystko co ryzykowne – na przykład zbyt bogatą paletę kolorystyczną, wszelkie jaskrawości i ciemne barwy...

Już w 2015 roku w wydanej po polsku książce Niesamowita moc kolorów Jean-Gabriel Causse napisał:
„Agencje trendsetterskie podpatrują się nawzajem, naśladują lub wyróżniają, proponując za wielkie sumy swoje wizje kolorów przyszłości. Dziś jednak zjawiskiem, które wywraca wszystko do góry nogami, jest Internet. Popularni blogerzy mogą lansować na całym świecie nowe, modne kolory jednym kliknięciem. Takie serwisy społecznościowe, jak Facebook, Instagram, a zwłaszcza Pinterest natychmiast przekazują sygnały o nowych tendencjach; w ciągu kilku dni oglądają je miliony ludzi. Nam kolorystom, zwłaszcza w branży odzieżowej, komplikuje nieco życie to, że my proponujemy markowe kolory przynajmniej z rocznym wyprzedzeniem. Nim nasze propozycje zostaną wprowadzone do kolekcji, Internet zdąży już wylansować własną modę na kolor czy zestaw kolorów, a nawet ją zmienić”.
A przecież od 2015 roku do dzisiaj i siła Internetu, i influencerów mocno urosła!  I jakby nie patrzyć media społecznościowe filtrują nam kolory naszego świata, czyniąc je widzialnymi, atrakcyjnymi, po prostu przyczepnymi.

I chciałoby się powiedzieć, że Instagram aktualizuje niegdysiejszy przebój, mniej więcej na nutę:

Więc chodź, pomaluję Ci świat
Niebiesko i na różowo,
..................................................
Niech świat Twój się zarumieni,
Niech Ci zalśni w niezłym świetle,
Kolorami  nie z tej ziemi!

*Pantone Color Institute to jednostka biznesowa w Pantone, która prognozuje światowe trendy kolorystyczne i doradza firmom w zakresie koloru dla identyfikacji wizualnej produktu i marki. Współpracuje z globalnymi markami,  mniej lub bardziej regulując decyzje dotyczące rozwoju produktu i zakupu w wielu branżach, w tym w modzie, wyposażeniu domu i wzornictwie przemysłowym, w produktach, opakowaniach i projektach graficznych.

Teraz czas na Ciebie.
Blogowanie to gra zespołowa. 
* Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka.
** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom.
***Polub  Content i Marketing  na Facebooku.


Komentarze

Najpopularniejsze

Chwytliwe hasła

A jednak rymy w komunikacji wszelkiej maści są nieśmiertelne . Wczoraj wieczorową porą weszłam na Facebooka, a tu balet …rymów: „Pani Beato! Niestety, ten rząd obalą kobiety! Albo: „już to media podchwyciły, jakby całe życie z anarchią na piersiach łaziły”. Albo: „głośno wszędzie, czarno wszędzie, co to będzie, co to będzie!” Nawet niektóre hasztagi wyświetlające się na mojej facebookowej ściance ubrały się w rymy: #latowKato, #macchiatowkato. #nakawcewwawce. Może byłabym przeoczyła ten e-taniec rymów, gdyby nie to, że od pewnego czasu jestem wyczulona na rymowanie. Zwłaszcza w sloganach promocyjnych i reklamowych. I wbrew temu, co się sądzi „na mieście” rymy wcale nie wyszły z copywriterskiej mody. Mimo, że niektórych drażnią w sposób absolutny. Rymy robią niezłą robotę Rymy od zawsze bawiły, odróżniały, wyróżniały, wbijały w pamięć nazwy firm (i ich adresy), nazwy marek, produktów . O czym pisałam między innymi tutaj i tutaj . Rymy służyły także wyśmienicie czarnemu PR-owi,

Czekolada: kultowe hasła reklamowe

Jean  A. Brillat-Savarin o czekoladzie Czekoladę uwielbiał na pewno Król August III. Podobno codziennie wstawał o 3 nad ranem, wypijał filiżankę nieprzyzwoicie intensywnej czekolady i siadał za biurkiem. Sam z siebie, a raczej ze swojej królewskiej mądrości, nieprzyjemności królewskich obowiązków otwierał  czekoladową przyjemnością. A Brillat-Savarin, autor słynnej Fizjologii smaku (1825),  pisał:” […] gdy myślenie przychodzi mi z trudem i przygniata jakaś niewiadoma siła, do wielkiej filiżanki czekolady dodaję ziarnko ambry wielkości bobu, utłuczone z cukrem i zawsze pomaga mi to doskonale. Dzięki temu środkowi wzmacniającemu życie staje się łatwiejsze, myśl lżejsza i nie grozi mi bezsenność, nieunikniona po filiżance kawy na wodzie, którą wypijałbym w tej samej intencji” . I pewnie niekłamany był  ten jeden z jego 9 żali nad biednymi przodkami, którym nie dane było próbować smaków Anno Domini 1825: „ Bogacze Rzymu, którzy wyciskaliście pieniądze zewsząd, gdzie stanęła

Dobre rymy, na dobry humor i dobry apetyt

Jesień. Szaro. Buro. Tu i ówdzie leje. A za mną chodzą rymowane wiersze związane z małą i wielką kuchnią: na dobry dzień, na dobry apetyt, na dobry PR, na dobry marketing. Wiem, wiem, że niektórzy organicznie nie znoszą rymów. Ale skoro uprawia się je od lat, w promocji i marketingu również, to musi w nich być siła . Tyle  rymujących ludzi – a w tym duch zbiorowy (ach, te przysłowia!*), poeci i pisarze, tekściarze albo rymarze (twórców tekstów piosenek mam na myśli), kwalifikowani i samozwańczy copywriterzy – nie może się przecież mylić… Gastrorymy , małe i duże, są rozsiane gęsto w dorosłej i dziecięcej literaturze pięknej, popularnej, kulinarnej (to oczywista oczywistość), w starych i nowych anonsach prasowych, w namingu: nazwach potraw, a nawet restauracji. Przykłady? Proszę bardzo – dla miłośników obcych nazw – Good Honest Food (Dobre, uczciwe, jedzenie) albo  Poco Loco ( Zwariowany/Zbzikowany/Szalony Kawałek albo takie samo Coś Niecoś ). A dla miłośników polszczyzny-swojszc