Przejdź do głównej zawartości

Comfort food po prostu


Tak się składa, że od dłuższego czasu śledzę miejsca wspólne pomiędzy jedzeniem i literaturą. Wszelkiego typu literaturą – piękną, użytkową, w tym marketingową rzecz jasna. I od wczoraj pałęta mi się po głowie analogia: comfort food – comfort book. Analogia stara (może nawet tak stara, jak sama książka?), choć odmłodzona za sprawą badań dr Shiry Gabriel. Bodaj siedem lat temu postanowiła ona zbadać czy jedzenie pozwala na „rekompensatę” samotności albo rozwiewanie smutków i smuteczków. Widać nie dowierzała ani poetom, ani pisarzom, ani innym piszącym o czekoladzie, kawie, biszkoptach na maślance czy rosołach i rosołkach… pachnących szczęściem.

Comfort food

No i eksperymentalnie udowodniła Shira Gabriel, że jedzenie bywa rekompensujące: uspokaja, wycisza, obniża stres i …..samotność. I działa całkiem tak samo jak ulubione seriale, filmy albo właśnie książki. Shira Gabriel udowodniła to, o czym wśród literatów i moli książkowych wiedziano od dawna: że cechą wspólną pewnego typu jedzenia i pewnego typu opowieści jest zawieszenie „niefajności chwili” miejsca, sytuacji:  zastąpienie braku towarzystwa, zmniejszenie wyczerpania, czyli po prostu…. pocieszenie, pokrzepienie, pożywienie, naładowanie baterii.
comfort food, comfort book, jedzenie, uspokojenie, ukojenie, plaster na serce
Jedzenie bywa rekompensujące: uspokaja, wycisza, obniża stres i …..samotność.

Co więcej, eksperyment Shiry Gabriel pokazał, że jedzenie, które uspokaja większość badanych wiązała ze spożywaniem z ulubionymi osobami (rodzina i przyjaciele), w ulubionych miejscach (w ogrodzie na przykład), w „ulubionych czasach” (nic tak nie smakuje jak potrawy i „słodycze” dzieciństwa czy młodości albo minionych czasów).

Comfort book

Książki także bywają rekompensujące. Spośród innych te rekompensujące wyróżnia osobliwa obecność w osobistym menu literackim, powtarzanie ich czytania: bo rozweselające, bo mądre, bo znane (tak, tak bywają amatorzy dobrego starego towarzystwa), bo skojarzone z dobrymi emocjami. Dla jednych book comfort to Ania z Zielonego Wzgórza, dla innych Przeminęło z wiatrem albo Smażone zielone pomidory, albo Lesio, albo coś z kryminału noir. Albo…
comfort food, comfort book, jedzenie, uspokojenie, ukojenie, plaster na serce
Człowiek ma swoje dziwadła-kochadła, do których musi wracać.

Teraz czas na Ciebie.
Blogowanie to gra zespołowa. 
* Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka.
** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom.
***Polub  Content i Marketing  na Facebooku.



Komentarze

Najpopularniejsze

Chwytliwe hasła

A jednak rymy w komunikacji wszelkiej maści są nieśmiertelne . Wczoraj wieczorową porą weszłam na Facebooka, a tu balet …rymów: „Pani Beato! Niestety, ten rząd obalą kobiety! Albo: „już to media podchwyciły, jakby całe życie z anarchią na piersiach łaziły”. Albo: „głośno wszędzie, czarno wszędzie, co to będzie, co to będzie!” Nawet niektóre hasztagi wyświetlające się na mojej facebookowej ściance ubrały się w rymy: #latowKato, #macchiatowkato. #nakawcewwawce. Może byłabym przeoczyła ten e-taniec rymów, gdyby nie to, że od pewnego czasu jestem wyczulona na rymowanie. Zwłaszcza w sloganach promocyjnych i reklamowych. I wbrew temu, co się sądzi „na mieście” rymy wcale nie wyszły z copywriterskiej mody. Mimo, że niektórych drażnią w sposób absolutny. Rymy robią niezłą robotę Rymy od zawsze bawiły, odróżniały, wyróżniały, wbijały w pamięć nazwy firm (i ich adresy), nazwy marek, produktów . O czym pisałam między innymi tutaj i tutaj . Rymy służyły także wyśmienicie czarnemu PR-owi,

Czekolada: kultowe hasła reklamowe

Jean  A. Brillat-Savarin o czekoladzie Czekoladę uwielbiał na pewno Król August III. Podobno codziennie wstawał o 3 nad ranem, wypijał filiżankę nieprzyzwoicie intensywnej czekolady i siadał za biurkiem. Sam z siebie, a raczej ze swojej królewskiej mądrości, nieprzyjemności królewskich obowiązków otwierał  czekoladową przyjemnością. A Brillat-Savarin, autor słynnej Fizjologii smaku (1825),  pisał:” […] gdy myślenie przychodzi mi z trudem i przygniata jakaś niewiadoma siła, do wielkiej filiżanki czekolady dodaję ziarnko ambry wielkości bobu, utłuczone z cukrem i zawsze pomaga mi to doskonale. Dzięki temu środkowi wzmacniającemu życie staje się łatwiejsze, myśl lżejsza i nie grozi mi bezsenność, nieunikniona po filiżance kawy na wodzie, którą wypijałbym w tej samej intencji” . I pewnie niekłamany był  ten jeden z jego 9 żali nad biednymi przodkami, którym nie dane było próbować smaków Anno Domini 1825: „ Bogacze Rzymu, którzy wyciskaliście pieniądze zewsząd, gdzie stanęła

Dobre rymy, na dobry humor i dobry apetyt

Jesień. Szaro. Buro. Tu i ówdzie leje. A za mną chodzą rymowane wiersze związane z małą i wielką kuchnią: na dobry dzień, na dobry apetyt, na dobry PR, na dobry marketing. Wiem, wiem, że niektórzy organicznie nie znoszą rymów. Ale skoro uprawia się je od lat, w promocji i marketingu również, to musi w nich być siła . Tyle  rymujących ludzi – a w tym duch zbiorowy (ach, te przysłowia!*), poeci i pisarze, tekściarze albo rymarze (twórców tekstów piosenek mam na myśli), kwalifikowani i samozwańczy copywriterzy – nie może się przecież mylić… Gastrorymy , małe i duże, są rozsiane gęsto w dorosłej i dziecięcej literaturze pięknej, popularnej, kulinarnej (to oczywista oczywistość), w starych i nowych anonsach prasowych, w namingu: nazwach potraw, a nawet restauracji. Przykłady? Proszę bardzo – dla miłośników obcych nazw – Good Honest Food (Dobre, uczciwe, jedzenie) albo  Poco Loco ( Zwariowany/Zbzikowany/Szalony Kawałek albo takie samo Coś Niecoś ). A dla miłośników polszczyzny-swojszc