Przejdź do głównej zawartości

Poręczne choć niepodręczne, czyli słowa 2017 roku

słowa na czasie, słowa 2017 roku
Słowa na czasie, AD 2017.
No i ruszyła rankingowa machina słów i fraz roku 2017. Brytyjski zespół słowników Collinsa  postawił na: „Insta”,„fidget spinner", „gig economy" i "fake news". Kapituała polskich  językoznawców słowem roku ogłosiła  rzeczownik „puszcza". W plebiscycie PWN Młodzieżowym Słowem Roku 2017 został  akronim XD, który oznacza głośny śmiech – dziką radość albo….polewkę.

A ja, namiętna zbieraczka słów nowych i starych a świeżych, odkryłam  dla siebie w 2017  taką dziesiąteczkę:
  1. Astroturfing niby spontaniczność, praktyki chętnie stosowane w ubiegłorocznym marketingu  i  w działaniach PR-owych. 
  2. Binge-watching  (binge-viewing, marathon-viewing) seryjne oglądanie video  on-line, które z powodzeniem można rozciągnąć na seryjne konsumowanie treści on-line.  Na przykład na sobotnie, hurtowe  oglądanie odcinków seriali z całego tygodnia. 
  3. Cyberslacking (cyberpróżniactwo, cyberbumelanctwo)stare i wciąż aktualne włóczenie się po Internecie w godzinach pracy, zarówno to kompulsywne, jak i bardzo konkretne, jak na przykład robienie e-zakupów, e-przelewów, harcowanie po Fejsie, itd…
  4. Esemesuj – niechciany esemes.
  5. Hejtrotyzm – manifestacja swojego „ja” (indywidualnego, narodowościowego,  organizacyjnego) na najlepiej  na obcych e-ściankach, najlepiej całkiem anonimowo albo pod przybranym nazwiskiem. W ubiegłym roku doszła do głosu nawet specjalna odmiana hejtrotyzmu pod nazwą –  BUMP SHAMING – czyli  atakowanie i hejtowaniu kobiety, która ma „podejrzanie” mały brzuszek ciążowy, jako wielce  prawdopodobnej złej matki, co to zbyt obsesyjnie dba  o figurę,  zamiast skupić się na dziecku.
  6. Newsfeedowy smutek (depresja fejsbuczna) – smutek z poczucia gorszości własnego życia  w konfrontacji z kolorowymi, odlotowymi życiami innych, komunikowanymi na Facebooku przez najbliższych, dalszych i najdalszych e-znajomych. Newsfeedowy smutek świetnie ilustruje powiedzenie: „Gdyby nie Facebook, każdy myślałby, że ma niezłe życie". 
  7. Selfitis – niedawno potwierdzona jednostka chorobowa, której objawem jest niekontrolowane robienie sobie zdjęć z przeznaczeniem do ich publikacji. W skrajnych przypadkach prowadzi do śmierci.  Wiele ofiar selfitis to pośmiertnie nominowani do nagrody Darwina.
  8. Smombie – osobowość smartfoniczna,  czyli ludzie organicznie związani ze swoim telefonem,  żyjący bardziej w świecie wirtualnym niż realnym.  Sam termin zdobył popularność w 2015 roku i powstał ze zbitki dwóch słów: „smartfon" oraz "zombie".  Większość smombie to ofiary smartwicy. 
  9. Serendipity nagły i szczęśliwy obrót zbiegów okoliczności, okazji, znajomości prowadzący do sukcesu. Po polsku: dynamizm.
  10. „Turyści rzeczywistości” – kolekcjonerzy obrazków rzeczywistości,  obecni w niej tylko beznamiętni i   niezaangażowani inaczej niż fotograficznie. Podobno część z nich cierpi na smartwicę, a część na selfitis. 

Ciekawa jestem jaka byłaby Twoja lista słów na czasie...
I Twoja też.

Teraz czas na Ciebie.
Blogowanie to gra zespołowa. 
* Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka.
** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom.
***Polub  Content i Marketing  na Facebooku.


 

Komentarze

  1. Moje dzieci uwielbiają "Lol..." :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Binge-watching to zdecydowanie moje ulubione słowo (i ulubiona czynność) starego i nowego roku! :) i tak się tylko zastanawiam po Twoim tekście, czy już jestem smombie, czy jeszcze mi brakuje i czy fakt, że wolę netflixa od piwa ze znajomymi też czyni mnie smombie?

    OdpowiedzUsuń
  3. W sumie to nie śledziłam tego na tyle, by jakieś słowo zapadło mi szczególnie w pamięć... poza oczywistym "fit", które przewija się wszędzie.. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj staram się unikać smombie. Nawet nie wiedziałam, że można ich tak nazwać. Oby było ich coraz mniej, a nie coraz więcej.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentujcie, dopisujcie, nadpisujcie :)

Najpopularniejsze

Chwytliwe hasła

A jednak rymy w komunikacji wszelkiej maści są nieśmiertelne . Wczoraj wieczorową porą weszłam na Facebooka, a tu balet …rymów: „Pani Beato! Niestety, ten rząd obalą kobiety! Albo: „już to media podchwyciły, jakby całe życie z anarchią na piersiach łaziły”. Albo: „głośno wszędzie, czarno wszędzie, co to będzie, co to będzie!” Nawet niektóre hasztagi wyświetlające się na mojej facebookowej ściance ubrały się w rymy: #latowKato, #macchiatowkato. #nakawcewwawce. Może byłabym przeoczyła ten e-taniec rymów, gdyby nie to, że od pewnego czasu jestem wyczulona na rymowanie. Zwłaszcza w sloganach promocyjnych i reklamowych. I wbrew temu, co się sądzi „na mieście” rymy wcale nie wyszły z copywriterskiej mody. Mimo, że niektórych drażnią w sposób absolutny. Rymy robią niezłą robotę Rymy od zawsze bawiły, odróżniały, wyróżniały, wbijały w pamięć nazwy firm (i ich adresy), nazwy marek, produktów . O czym pisałam między innymi tutaj i tutaj . Rymy służyły także wyśmienicie czarnemu PR-owi,

Czekolada: kultowe hasła reklamowe

Jean  A. Brillat-Savarin o czekoladzie Czekoladę uwielbiał na pewno Król August III. Podobno codziennie wstawał o 3 nad ranem, wypijał filiżankę nieprzyzwoicie intensywnej czekolady i siadał za biurkiem. Sam z siebie, a raczej ze swojej królewskiej mądrości, nieprzyjemności królewskich obowiązków otwierał  czekoladową przyjemnością. A Brillat-Savarin, autor słynnej Fizjologii smaku (1825),  pisał:” […] gdy myślenie przychodzi mi z trudem i przygniata jakaś niewiadoma siła, do wielkiej filiżanki czekolady dodaję ziarnko ambry wielkości bobu, utłuczone z cukrem i zawsze pomaga mi to doskonale. Dzięki temu środkowi wzmacniającemu życie staje się łatwiejsze, myśl lżejsza i nie grozi mi bezsenność, nieunikniona po filiżance kawy na wodzie, którą wypijałbym w tej samej intencji” . I pewnie niekłamany był  ten jeden z jego 9 żali nad biednymi przodkami, którym nie dane było próbować smaków Anno Domini 1825: „ Bogacze Rzymu, którzy wyciskaliście pieniądze zewsząd, gdzie stanęła

Dobre rymy, na dobry humor i dobry apetyt

Jesień. Szaro. Buro. Tu i ówdzie leje. A za mną chodzą rymowane wiersze związane z małą i wielką kuchnią: na dobry dzień, na dobry apetyt, na dobry PR, na dobry marketing. Wiem, wiem, że niektórzy organicznie nie znoszą rymów. Ale skoro uprawia się je od lat, w promocji i marketingu również, to musi w nich być siła . Tyle  rymujących ludzi – a w tym duch zbiorowy (ach, te przysłowia!*), poeci i pisarze, tekściarze albo rymarze (twórców tekstów piosenek mam na myśli), kwalifikowani i samozwańczy copywriterzy – nie może się przecież mylić… Gastrorymy , małe i duże, są rozsiane gęsto w dorosłej i dziecięcej literaturze pięknej, popularnej, kulinarnej (to oczywista oczywistość), w starych i nowych anonsach prasowych, w namingu: nazwach potraw, a nawet restauracji. Przykłady? Proszę bardzo – dla miłośników obcych nazw – Good Honest Food (Dobre, uczciwe, jedzenie) albo  Poco Loco ( Zwariowany/Zbzikowany/Szalony Kawałek albo takie samo Coś Niecoś ). A dla miłośników polszczyzny-swojszc