Było tak. Pewien przedsiębiorca hotelowy od pewnej młodej osóbki otrzymał e-mail z propozycją współpracy. Szło o reklamowanie jego hotelu. O buzz na You Tubie i Instagramie, optymistycznie obliczony na zasięg… około 160 tysięcy osób, w zamian za darmowy pobyt w hotelu – kilkudniowy i dla dwóch osób.
No i wywiązała się draka, przedsiębiorca bez ogródek (choć wstępnie bez imion) i publicznie – na Facebookowej ścianie – wyraził swoje zdanie o influencer marketingu z barterem w centrum. Całość zakończył radą skierowaną do wszystkich gwiazd mediów internetowych „Weźcie się za prawdziwą pracę, żeby było was stać za płacenie za dobra i usługi". I na tym nie koniec – widać hotelarz lubił granie w gry ze zwrotami akcji. Podsumował buzz, który wynikł z całej draki – nakręcony przez samą „znieważoną” ( która postanowiła we własnych mediach bronić się swojego „honoru”) i jej blogowo-vlogowych przyjaciół i stronników – i wystawił influencercej rachunek za powiększenie jej medialnego zasięgu.
Zażądał ponad 5 mln euro za to, że wzmianki o niej pojawiły się w 114 artykułach w 20 krajach, dając potencjalne dotarcie do 450 mln osób. Właściciel hotelutoszacował, że reklama, którą uzyskał, byłaby wyceniona na 4,3 mln euro plus VAT. Żart, ironia, satyra, głębsze znaczenie?
Zaufaj mi, jestem znana
Trochę tu żartu, ironii, satyry, klasycznego wnerwu i... wykorzystania sytuacji do „przyłożenia influencer marketingowi”. A wszystko to „ugotowane na ogniu” konfliktu pomiędzy biznesem opartym na twardych regułach i ścisłym rachunku zysków i strat ( liczonych w euro!) i „freestylem” blogerów, vlogerów, gwiazd Insta, Fejsa…. Stylem, który wcale nierzadko graniczy z bezczelnością albo bezmyślnością, albo bezwiedzą.Bo przecież gdyby owa młoda osóbka choć odrobinę otarła się o rynek marketingu, to wiedziałaby, że jakieś mgliste obietnice korzyści nie są mocną kartą w rozmowach biznesowych. Że argumenty o ilości subów czy obs też nie przekonują, bo przecież potencjalni inwestorzy czy sponsorzy cewebrytów, są sami obecni w mediach społecznościowych, sami je „praktykują” , rozmawiają z innymi praktykującymi, czytają i doskonale wiedzą jak łatwo założyć fejkowe konto na Faceboku czy Inasta (Są fake newsy, są fake influencerzy!) albo jak łatwo zdobyć fejkową publiczność. Aplikacji i stron oraz zabaw, które to zapewniają jest przecież dostatek.
A poza tym każdy kto decyduje się na współpracę z influencerami ma szereg innych pytań, w rodzaju: co ważniejsze w ocenie „wielkości” influencera ilość jego fanów czy ich zaangażowanie? Kim są jego zaangażowani? Jaka jest jakość jego kontentu? Kim jest on sam, w jakim stopniu może być partnerem? Sfoszony bloger, vloger czy księżna Insta nie są wcale rzadkością. Jak cewebryckie zasoby zasoby mogą się przełożyć na konkretne korzyści dla mojego biznesu itd…
No i wyszło...,influencer przydatny rynkowi musi mieć znacznie większe zasoby niż ilość fanów tu i tu, i tam. Wychodzi na to, że dla niektórych fani bywają po prostu przereklamowani.
Teraz czas na Ciebie.
Blogowanie to gra zespołowa.
* Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka.** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom.
***Polub Content i Marketing na Facebooku.
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentujcie, dopisujcie, nadpisujcie :)