No i przetoczyła się przez polskie media fala artykułów z astroturfingiem w nagłówkach i treściach. Widać eufemizmy są w modzie. Bo jakoś nikt nie pisze o niby-spontaniczności, jej symulowaniu czy inscenizowaniu czy wreszcie o malowaniu trawy lub wysiewaniu sztucznej trawy. A o astroturfingu to i owszem. A przecież astroturfing to nic innego jak udawanie spontaniczności, samorzutności, naturalności. Wyreżyserować można podobno każdą spontaniczność. Potrzebne są tylko odpowiednie środki i zasoby oraz praktyczna wiedza o reżyserowaniu wydarzeń i przedstawień – w tym używaniu znaków, symboli, emblematów. Reżyserować można spontaniczność w wersji anty- (antypartyjną, antyideową, antyreligijną, antyproduktową) albo pro- (propartyjną, proideową, proreligijną, propoduktową). I choć ciotka Wikipedia podaje przykłady astroturfingu z początku XXI wieku i tym sugeruje, że astroturfing jest czymś całkiem młodym, osobiście mam trochę inne zdanie. Bo dla mnie jednym z najjaskrawszych
copywriting, content marketing, pisanie kreatywne