Wulgaryzmy są coraz bardziej widoczne. W przestrzeniach prywatnych i publicznych. Płyną gładko z nurtem Facebooka. Bez nieśmiałości wyskakują z kobiecych i męskich ust i... turlają się w środkach masowej komunikacji. Słychać je zarówno w pociągach i tramwajach, jak i wydostają się z takich lub innych telewizji.
Jeden wulgaryzm wystarczy?
Już dawno temu pewna moja znajoma podzieliła się spostrzeżeniem, że obserwując niektórych młodych w rozmowie można by pomyśleć, że do efektywnej komunikacji wystarczy im tylko jeden odpowiednio dobrany wulgaryzm i odpowiednio wypowiadany. Można go użyć do wyrażenia namiętności, podniecenia, zachwytu, znudzenia, zdegustowania, totalnej krytyki. Wystarczy tylko zróżnicowanie wypowiedzenia. Kiedyś identyczne funkcje pełniły „och"! Albo „ach"!Jednym odpowiednio dobranym wulgarnym słowem można nawet „wypowiedzieć” całą instrukcję wykonania tego lub owego, na przykład prostego dania kulinarnego.
Hot czy blamaż?
I jak się przyjrzeć sprawie bliżej, bez żadnych emocji i nauczycielskich zapędów, to tak naprawdę trudno powiedzieć, czy owo posługiwanie się wulgaryzmami to efekt zdziczenia użytkowników naszego języka czy zafiksowania na styl prezentowany w „nowych mediach" aż do zatracenia samokontroli w ekspresji, komunikacji… Zatracenia potrzeby – skądinąd przecież podstawowej – oglądania się na przestrzeń komunikacji, jej zakładanych i możliwych odbiorców, jej cele, jej odpowiedzialność czy po prostu dobre obyczaje.A piszę o tym wszystkim, bo ostatnio na wulgaryzmie zbudowano przekaz promocyjny…nowego dworca Łódź Fabryczna, z owym Pazurowym „Łódź k…”. I choć sama fraza „Łódź k..” odsyła i do Ajlawiu (1999) – filmu Marka Koterskiego i do tytułu książki Dominiki Kawczyńskiej Łódź, k..! Szkic do portretu filmowej Łodzi – razi w spocie promocyjno-reklamowym. I stawia pytania: dlaczego polscy copywriterzy wierzą w moc brudnych słów? Co na to Ustawa o języku polskim i Kodeks Etyki Reklamy? I dlaczego Amerykanie, skądinąd mistrzowie w copywritingu, myślą na ogół inaczej? Dowód? Proszę bardzo:
Teraz czas na Ciebie.
Blogowanie to gra zespołowa.
* Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka.** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom.
***Polub Content i Marketing na Facebooku.
Ja nie rozumiem wulgarnych reklam i nie chcę ich zrozumieć.
OdpowiedzUsuńŚwietny wpis i cieszę się, że o tym napisałaś. Też mam wrażenie, że przekleństwa są wszędzie i mogą prowadzić do zatracenia własnej ekspresji. Przekaz dworca mnie też razi... Aż strach pomyśleć jaka będzie przyszłość haseł reklamowych...
OdpowiedzUsuńDzięki za opinię :)
UsuńMiało być kontrowersyjnie, miało się o tej reklamie mówić - i chyba efekt został osiągnięty. Nie ważne jak mówią, ważne że mówią... podobno. O Łodzi Fabrycznej zdecydowanie jest głośno również dzięki tej reklamie.
OdpowiedzUsuńOsobiście nie popieram stosowania tych środków przekazu w reklamie. Język polski jest moim zdaniem wystarczająco bogaty, by obyć się bez wulgaryzmów.
"Nieważne jak mówią, byle mówili" - podobno to stara marketingowa prawda. Ale niekoniecznie prawda, jeśli chce się promować miejsce...
OdpowiedzUsuń