„Najsmaczniejsza potrawa traci smak, gdy otrzyma nieapetyczną nazwę” – napisała kiedyś Aldona Różanek. Także Jerzy Bralczyk, autor książki Jeść!!! (Wyd. BOSZ 2014) powiedział: „nazwy, łącząc się z potrawami i napojami, potrafią też dodać im smaku”, „lubimy smakowicie przeciągać sylaby, dobitnie akcentować nazwy potraw, które smakują nam szczególnie".
Uwodzicielską siłę słów w sztuce rozkoszowania się jedzeniem i ucztą świetni znali już starożytni Rzymianie – mistrzowie ucztowania, którzy testowali siłę uwodzenia biesiadników przez oczy, zapach, dotyk, słuch i…. przez słowa. Nie posiadali copywriterów, ale zatrudniali herlodów, którzy ogłaszali zalety dań i objaśniali, dlaczego zasługują na szczególne przyjęcie.
Jak przypominają znawcy starożytnej sztuki biesiadowania, heroldzi nie zapominali o niczym, co mogłoby zaostrzyć apetyt, podniecić smak, podtrzymać zainteresowanie, przedłużyć przyjemność biesiadowania – rozkosz stołu, jak mawiał Anthelme Brillat-Savarin. Jeśli starożytni Rzymianie nie byli ojcami metafory „poezja smaku”, to na pewno byli wytrawnymi przewodnikami po ulotnej krainie smakowitości.
5 pomysłów, jak podkręcić smak jedzenia
Oto garść praktycznych rad, jak podkręcić smak pomiędzy kuchnią a ustami biesiadników:1. używajcie zdrobnień
Śledziki, klopsiki, pulpeciki, roladki, flaczki, ozorki, wątróbki, kluseczki, pierożki (zwłaszcza, jeśli są ostrrre…) i …. babeczki, muffinki, a nawet sucharki smakują lepiej niż ich niezdrobnieni albo „zgrubieni” krewniacy. W mojej prywatnej „książce kucharskiej” trafiają się potrawy zdrobnione nawet do kwadratu, jak na przykład: klopsiki z orzeszkami. Nawet w kuchni staropolskiej kochano nie bigos, ale bigosek, a właściwie bigoski, z: jarząbków, raków, rybek…Drobne jest apetyczne! Zauważcie, że wiele potraw i ich składników funkcjonuje niemal wyłącznie w zdrobnieniach. Na przykład: gołąbki, kopytka, botwinka, koperek, szczypiorek…
Zdrobniania jednak muszą mieć także swoje granice. Nie można na przykład kotleta nazwać ot tak …kotlecikiem, bo to przecież jawna redukcja przyjemności mięsa. Redukcja, która przez niewegańską większość wciąż jest nie najlepiej widziana. Nie za dobrze brzmią też sosiki…
Niekiedy zgrubienia nie bolą. Co więcej, bywają nawet apetyczne. Weźmy takie: naleśniory, pampuchy, racuchy.
2.używajcie apetycznych połączeń
Rosół z kołdunami, krwisty befsztyk, bigos hultajski, szparagi w sosie…muślinowym, wykwintna surówka, apetyczne babeczki... Nie wierzycie, że to działa? To posłuchajcie Bralczyka: „Kopytka dobre są na różne sposoby, a dodanie do nazwy mięsnych potraw wyrażenia z kopytkami zwiększa apetyt”.
A więc odwołujcie się do przyjemnych skojarzeń, do hipnotycznych słów gastronomii takich, jak: aromatyczny, delikatny, dietetyczny, kolorowy, lekki, niezwykły, smakowity, soczysty, wykwintny, wyborny, wyśmienity, znakomity czy wiosenny, jesienny, letni.3.stosujcie stylizacje, które dodają smakowitości.
Jak mówi Bralczyk: „chrrrupkie rogaliki są apetyczniejsze”, „kruchchutkie zrazy rozpływają się na języku”. A ja dodałabym jeszcze, że na przykład takie krrruche kabanosy czy krakersy krucho szeleszczące smakują o wiele lepiej niż jakieś tam krakersy. A ostrrre pierożki są bardziej ostre niż tylko ostre….4. nie bójcie się wyostrzania smaków przez ożywianie wyobraźni, odwołania do skojarzeń muzycznych, malarskich, literackich, popkulturowych, podróżniczych czy erotycznych (byle niezbyt płaskich!).
Przykłady? Proszę bardzo z klasyki, wprost od Tuwima: Gorąca kiełbasa z piekłem śnieżnego chrzanu! Albo z Internetu: pasta alla Norma — pozdrowienia ze słonecznej Sycylii!, ziemniaki Hasselback - i cóż że ze Szwecji, polenta – wprost z Toskanii (nikt nawet nie pomyśli, że to krewniaczka krewniaczka mamałygi), piękny Jaś z doliny Dunajca, ruskie inaczej, parówki w paltocikach, tort wiśniowy pachnący cynamonem, niezła babka z Berlina, pączki z różą - słodkie jak grzech, puch malinowy. W przypadku deserów sprawdzają się: „wariacje”, „fantazje”, „sny", „impresje", a nawet „fanaberie”. Choć także uwodzą nazwy z serii „absolutna klasyka”.Antywzorce kulinarnego copywritingu? Bruk z polędwicy, biszkopt ubijany, budyń wątróbkowy, mamałyga, maślak (ciasto drożdżowe), ścierka ( zupa) albo „pasztet wieprzowy z krastem ziołowym na musie jabłkowo-chrzanowym, albo hasła w stylu: „Biała kapusta – posilna dostarczycielka witamin”, „Wielkanocny pasztet, który powali na kolana waszych wszystkich gości” .
5. nie bójcie się zabawiania i edukowania przez powroty do historycznych nazw składników, przypraw, potraw.
Zamiast o kminku mówcie na przykład o karolku – kapusta z karolkiem, paluszki z karolkiem, czyż nie brzmi to dobrze? Zamiast o drobnych ciasteczkach mówcie o ptifurkach, a do banalnej galarety z nóżek wieprzowych dorzucicie nazwę – „meduza”…
Smacznego dosmaczania!
Teraz czas na Ciebie.
Blogowanie to gra zespołowa.
* Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka.** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom.
***Polub Content i Marketing na Facebooku.
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentujcie, dopisujcie, nadpisujcie :)