Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2024

Każdy czas ma swoje wykrzykniki

Obudziła mnie wczoraj fraza: „Było ef-ef”. Już na trzeźwo pomyślałam, że skądś znam tę frazę. Po chwili wiedziałam: sprzedał mi ją Miron Białoszewski, podczas zeszłorocznych wakacji, przy oknie pokoju z pomarańczowymi zasłonami. Nawet zrobiłam sobie zdjęcie.   M. Białoszewski, Donosy z rzeczywistości. Poszperałam trochę i teraz już wiem, że trudno wyobrazić sobie życie obyczajowe dwudziestolecia międzywojennego bez ef-ef, które szybko i modnie oznajmiało, że coś albo ktoś są: pyszni, świetni, doskonali.  Można było mieć nóżki,  i figurę całą,  i sprawy domknięte, - wszystko ef-ef.  Każdy czas ma swoje wow! Blogowanie to gra zespołowa.  * Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka. ** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom. ***Polub   Content i Marketing   na Facebooku. 

Życie jest zbyt krótkie żeby się (nie)ograniczać

Dzień to jednak scenarzysta, copwriter i poeta. Oto taki Czwartek zaprowadził mnie do banku, posadził w kolejce. Posadził mnie na takim miejscu, że na wprost moich oczu tańczyła reklama kredytu z wielkim sloganem: Życie jest zbyt krótkie aby się ograniczać!  Moja uwaga rozszczepiła się pomiędzy  myśleniem o (nie)ograniczaniu się a szukaniem puenty dla eleganckich pracowniczek banku halsujących pomiędzy bankowymi tam i siam. Na szybko stworzyłam nawet bankowe niby haiku: Jesień, południe, bank,  zapięte, na wysokich obcasach, płyną staccato,  - kapłanki finansów.  A potem, halsując po mieście trafiłam na koniec otwartego warsztatu psychologicznego. Jego kodą było losowanie „zdań do przemyślenia”. Wylosowałam pytanie: „Jak wyglądałoby Twoje życie, gdyby nie było żadnych ograniczeń, np. finansowych lub zdrowotnych lub innych”.  To nie mógł być przypadek. Czwartunio po raz drugi postanowił namówić mnie do myślenia o ograniczeniach, barierach, limitach.  No i o zgrozo wymyśliłam, że ograni

Napoleonka aka kremówka

Dziś w piekarni jakiś głos za mną zażądał „napoleonki”. Dziwne, ale ta popularna nazwa popularnego ciasta na sztuki dzisiaj dotarła do moich uszu z polityczno-historycznym pogłosem. Do tego stopnia, że objawił mi się obraz Napoleona, taki z czarno-białych podręczników historii. Obejrzałam się, po swoją „napoleonkę” przyszedł mężczyzna o twarzy… Napoleona, Napoleona Bonaparte. Ciekawe czy „napoleonka” ma coś wspólnego z Napoleonem? – przemknęło mi przez głowę. Czy ten mężczyzna przyszedł po ciastko jakich wiele czy po … napoleońskie.  Napoleońskie czy tylko francuskie? Absurdalne pytania? Już słyszę tę frazę, która podkreśla ich bezużyteczność: „Ciasto z kremem, to ciasto z kremem. Po co drążyć!”. A może jednak – myślało mi się nieustępliwie – istnieje dziedziczenie smaków? Być może nawet wbrew wszystkiemu i wszystkim? Być może istnieją jeszcze ludzie, którzy mają ochotę od poniedziałkowego jesiennego rana celebrować historyczne smaki? Może potrzeba im do życia ciut starej, dobrej, słod