Chodzą za mną wiśniowe obrazy, niczym za Hemarem, Marianem Hemarem. Tym samym, który pisał przed laty: Czasem, raz na tysiąc lat Taki sen się dziecku przyśni Że z kwitnących w grudniu wiśni Prószy w mieście biały kwiat Noc Bożego Narodzenia Po raz pierwszy o wiśniach pomyślałam w Andrzejki, po raz drugi – w Barbórkę. Chyba odezwały się moje wyrzuty sumienia, bo minął kolejny rok i znowu nie udało mi się ściąć bodaj gałązeczki wiśni i znowu nie uda mi się sprawdzić czy ścięta w dniu św. Andrzeja, albo w wigilię św. Barbary, rozkwitnie w Boże Narodzenie. I znowu będę musiała obejść się bez wiśniowej wróżby dla nadchodzącego roku. Chodzi mi też po głowie Wiśniowa kolęda ( Cherry Tree Carol ), odkryta przeze mnie latem tego roku, całkiem przypadkiem, choć ludzie mówią, że nie ma przypadków. Błądząc późnym latem po starych balladowych ogrodach, znalazłam anglosaskie cacko, pełne apokryficznej cudowności – epicko-liryczne, z kroplą dramaturgii. W tłumaczeniu na polski ta kolędo-ballada
copywriting, content marketing, pisanie kreatywne