Przejdź do głównej zawartości

Co łączy marketing z bluszczem

Marketing ma naturę bluszcza. Chwyta się podpór i pnie ku górze. Może „wznosić się” na dominującym dyskursie, na modzie, na trendzie, ale też na – rozpalonych emocjach. Rozgrzanych gdzie indziej, poza marketingiem. I ten sposób „na bluszcza” nie jest wcale wymysłem dzisiejszego marketingu. 

Czasami zdarza się „takie zabluszczenie”, że naprawdę trudno je przejrzeć, bo  sam marketing i jego przedmiot, narzędzia, tło i konteksty, emocje potencjalnego targetu są mocno splątane, zrośnięte ze sobą w jedno tajemnicze ciało.  

Przykładem takiego „zabluszczenia”,  w którym trudno oddzielić marketing od sprzyjającej mu aury psychicznej potencjalnego targetu, niewyjaśnionego do dziś (chyba, że nie jestem na bieżąco?) może być stara sprawa tzw. Axemana, zwanego też „Katem z Nowego Orlanu” i  celowej/przypadkowej promocji muzyki jazzowej. Pod tytułem Topór i jazz opisywała ten przykład  nawet polska prasa, niemal sto lat temu. A robiła to tak:

13 marca 1919 r. w nowoorleańskich gazetach opublikowany został list, iż za pięć dni zostanie popełnione (kolejne) morderstwo kwadrans po północy, ocaleć zaś mogą jedynie ci, którzy w danym momencie będą słuchali jazzu. W nocy z osiemnastego na dziewiętnastego wszystkie sale taneczne i koncertowe miasta były wypełnione, wręcz trzeszczały w szwach. Tej nocy nikt nie zginął.
[…]
Kat z Nowego Orleanu atakował przez rok . Zabójstwa skończyły się nagle, a morderczego „drwala” nigdy nie zidentyfikowano. Pozostaje jednak pytanie: czy to on był tajemniczym miłośnikiem jazzu, który zapowiedział kolejną zbrodnię i nakazał słuchanie jazzu, czy też był to jedynie głupi dowcip?

Dziś ta sprawa mogłaby służyć za przykład prasowego figla, żartu, wybryku dla reklamy (na mieście mówią o takich żartach: prankvertising), gdyby nie fakt, że jednak przez rok, od maja 1918 do października 1919,  nieuchwytny seryjny morderca, nigdy nawet dobrze nie opisany, pozostawił po sobie 12 ofiar, w tym 6 śmiertelnych. Prasa przytaczała ich imiona i nazwiska. I faktem jest, że od lata1918 roku  do końca 1919 roku miasto było sparaliżowane strachem przed tajemniczym mordercą z siekierą, o którym na pewno było wiadomo, że „lubi jazz”.

Czy zatem doszło tu do cynicznego wykorzystania kryminalnego kontekstu dla reklamy jazzu, a może dla reklamy piosenki The Mysterious Axman's Jazz (Don't Scare Me Papa ) autorstwa Josepha Johna Davilla? Tak przynajmniej uważa Miriam Davis. A może jednak nie było żadnych ofiar?  Może prasa została po prostu „zhakowana” dla jazzu? Może po prostu to był hajp dedykowany The Mysterious Axman's Jazz? 

To był jazz! 


 

Blogowanie to gra zespołowa. 
* Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka.
** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom.
***Polub  Content i Marketing  na Facebooku.
 

 

Komentarze

Najpopularniejsze

Chwytliwe hasła

A jednak rymy w komunikacji wszelkiej maści są nieśmiertelne . Wczoraj wieczorową porą weszłam na Facebooka, a tu balet …rymów: „Pani Beato! Niestety, ten rząd obalą kobiety! Albo: „już to media podchwyciły, jakby całe życie z anarchią na piersiach łaziły”. Albo: „głośno wszędzie, czarno wszędzie, co to będzie, co to będzie!” Nawet niektóre hasztagi wyświetlające się na mojej facebookowej ściance ubrały się w rymy: #latowKato, #macchiatowkato. #nakawcewwawce. Może byłabym przeoczyła ten e-taniec rymów, gdyby nie to, że od pewnego czasu jestem wyczulona na rymowanie. Zwłaszcza w sloganach promocyjnych i reklamowych. I wbrew temu, co się sądzi „na mieście” rymy wcale nie wyszły z copywriterskiej mody. Mimo, że niektórych drażnią w sposób absolutny. Rymy robią niezłą robotę Rymy od zawsze bawiły, odróżniały, wyróżniały, wbijały w pamięć nazwy firm (i ich adresy), nazwy marek, produktów . O czym pisałam między innymi tutaj i tutaj . Rymy służyły także wyśmienicie czarnemu PR-owi,

Czekolada: kultowe hasła reklamowe

Jean  A. Brillat-Savarin o czekoladzie Czekoladę uwielbiał na pewno Król August III. Podobno codziennie wstawał o 3 nad ranem, wypijał filiżankę nieprzyzwoicie intensywnej czekolady i siadał za biurkiem. Sam z siebie, a raczej ze swojej królewskiej mądrości, nieprzyjemności królewskich obowiązków otwierał  czekoladową przyjemnością. A Brillat-Savarin, autor słynnej Fizjologii smaku (1825),  pisał:” […] gdy myślenie przychodzi mi z trudem i przygniata jakaś niewiadoma siła, do wielkiej filiżanki czekolady dodaję ziarnko ambry wielkości bobu, utłuczone z cukrem i zawsze pomaga mi to doskonale. Dzięki temu środkowi wzmacniającemu życie staje się łatwiejsze, myśl lżejsza i nie grozi mi bezsenność, nieunikniona po filiżance kawy na wodzie, którą wypijałbym w tej samej intencji” . I pewnie niekłamany był  ten jeden z jego 9 żali nad biednymi przodkami, którym nie dane było próbować smaków Anno Domini 1825: „ Bogacze Rzymu, którzy wyciskaliście pieniądze zewsząd, gdzie stanęła

Dobre rymy, na dobry humor i dobry apetyt

Jesień. Szaro. Buro. Tu i ówdzie leje. A za mną chodzą rymowane wiersze związane z małą i wielką kuchnią: na dobry dzień, na dobry apetyt, na dobry PR, na dobry marketing. Wiem, wiem, że niektórzy organicznie nie znoszą rymów. Ale skoro uprawia się je od lat, w promocji i marketingu również, to musi w nich być siła . Tyle  rymujących ludzi – a w tym duch zbiorowy (ach, te przysłowia!*), poeci i pisarze, tekściarze albo rymarze (twórców tekstów piosenek mam na myśli), kwalifikowani i samozwańczy copywriterzy – nie może się przecież mylić… Gastrorymy , małe i duże, są rozsiane gęsto w dorosłej i dziecięcej literaturze pięknej, popularnej, kulinarnej (to oczywista oczywistość), w starych i nowych anonsach prasowych, w namingu: nazwach potraw, a nawet restauracji. Przykłady? Proszę bardzo – dla miłośników obcych nazw – Good Honest Food (Dobre, uczciwe, jedzenie) albo  Poco Loco ( Zwariowany/Zbzikowany/Szalony Kawałek albo takie samo Coś Niecoś ). A dla miłośników polszczyzny-swojszc