Przejdź do głównej zawartości

Target, target, target

Nigdy nie lubiłam słowa target. I nadal go nie lubię. Bo jest takie techniczne, jak … Jak numer pesel? 

Targetowanie jest jednak niezbędne. Nie tylko tam, gdzie idzie o marketing, ale wszędzie gdzie chodzi o komunikację, o relację, o narrację, o redakcję, o korektę. Albo o konformizm komunikacyjny, czyli udawanie więzi. O szybkie bezstratne (albo jak najmniej stratne) przyciągnięcie, przywiązanie, podkarmianie określonej publiczności, określonej grupy potencjalnych fanów albo przynajmniej sympatyków. (No dobrze, gapiów też.) Przecież nie da się dogodzić wszystkim, prawda?  Albo inaczej: mówienie do wszystkich jest mówieniem do nikogo. Albo inaczej: żadna marka  i żaden produkt nie jest dla wszystkich. 

Sztuka targetowania
  
Targetowanie pozwala  nastroić się na  audytorium czy widownię oraz przestrzeń/ przestrzenie spotkania z nią. Mówi o tym, jak mówić – szeptem  czy krzykiem. 

Targetowanie kształtuje formaty, kanały, język/żargon i styl komunikacji. Bo targetowanie to rodzaj dedykacji, która odpowiada za wybór treści, technologię i technikę ich obrobienia i podania. Reklamowania i rekomendowania. 

Targetowanie jest jednak złożone.  Bardzo złożone. Obejmuje  bardzo wiele parametrów: wiek, płeć, wykształcenie, miejsce zamieszkania i potrzeby grupy docelowej,  jej „chęci robienia wrażenia” i  jej marzenia, jej  świadome i wpółświadome emocje, jej pamięć, jej kod porozumiewania się i konteksty tego porozumiewania – wspólne narracje i narracyjki. 

Z drugie strony, jak to mówią na mieście: bez targetu i jego odpowiedzi nic nie jest prawdziwe. Mówią też, że sukces nie pochodzi od artysty, ale od jego publiczności. 


Zobacz też:
Klątwa wiedzy 

Blogowanie to gra zespołowa. 
* Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka.
** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom.
***Polub  Content i Marketing  na Facebooku.



Komentarze

Najpopularniejsze

Chwytliwe hasła

A jednak rymy w komunikacji wszelkiej maści są nieśmiertelne . Wczoraj wieczorową porą weszłam na Facebooka, a tu balet …rymów: „Pani Beato! Niestety, ten rząd obalą kobiety! Albo: „już to media podchwyciły, jakby całe życie z anarchią na piersiach łaziły”. Albo: „głośno wszędzie, czarno wszędzie, co to będzie, co to będzie!” Nawet niektóre hasztagi wyświetlające się na mojej facebookowej ściance ubrały się w rymy: #latowKato, #macchiatowkato. #nakawcewwawce. Może byłabym przeoczyła ten e-taniec rymów, gdyby nie to, że od pewnego czasu jestem wyczulona na rymowanie. Zwłaszcza w sloganach promocyjnych i reklamowych. I wbrew temu, co się sądzi „na mieście” rymy wcale nie wyszły z copywriterskiej mody. Mimo, że niektórych drażnią w sposób absolutny. Rymy robią niezłą robotę Rymy od zawsze bawiły, odróżniały, wyróżniały, wbijały w pamięć nazwy firm (i ich adresy), nazwy marek, produktów . O czym pisałam między innymi tutaj i tutaj . Rymy służyły także wyśmienicie czarnemu PR-owi,

Czekolada: kultowe hasła reklamowe

Jean  A. Brillat-Savarin o czekoladzie Czekoladę uwielbiał na pewno Król August III. Podobno codziennie wstawał o 3 nad ranem, wypijał filiżankę nieprzyzwoicie intensywnej czekolady i siadał za biurkiem. Sam z siebie, a raczej ze swojej królewskiej mądrości, nieprzyjemności królewskich obowiązków otwierał  czekoladową przyjemnością. A Brillat-Savarin, autor słynnej Fizjologii smaku (1825),  pisał:” […] gdy myślenie przychodzi mi z trudem i przygniata jakaś niewiadoma siła, do wielkiej filiżanki czekolady dodaję ziarnko ambry wielkości bobu, utłuczone z cukrem i zawsze pomaga mi to doskonale. Dzięki temu środkowi wzmacniającemu życie staje się łatwiejsze, myśl lżejsza i nie grozi mi bezsenność, nieunikniona po filiżance kawy na wodzie, którą wypijałbym w tej samej intencji” . I pewnie niekłamany był  ten jeden z jego 9 żali nad biednymi przodkami, którym nie dane było próbować smaków Anno Domini 1825: „ Bogacze Rzymu, którzy wyciskaliście pieniądze zewsząd, gdzie stanęła

Dobre rymy, na dobry humor i dobry apetyt

Jesień. Szaro. Buro. Tu i ówdzie leje. A za mną chodzą rymowane wiersze związane z małą i wielką kuchnią: na dobry dzień, na dobry apetyt, na dobry PR, na dobry marketing. Wiem, wiem, że niektórzy organicznie nie znoszą rymów. Ale skoro uprawia się je od lat, w promocji i marketingu również, to musi w nich być siła . Tyle  rymujących ludzi – a w tym duch zbiorowy (ach, te przysłowia!*), poeci i pisarze, tekściarze albo rymarze (twórców tekstów piosenek mam na myśli), kwalifikowani i samozwańczy copywriterzy – nie może się przecież mylić… Gastrorymy , małe i duże, są rozsiane gęsto w dorosłej i dziecięcej literaturze pięknej, popularnej, kulinarnej (to oczywista oczywistość), w starych i nowych anonsach prasowych, w namingu: nazwach potraw, a nawet restauracji. Przykłady? Proszę bardzo – dla miłośników obcych nazw – Good Honest Food (Dobre, uczciwe, jedzenie) albo  Poco Loco ( Zwariowany/Zbzikowany/Szalony Kawałek albo takie samo Coś Niecoś ). A dla miłośników polszczyzny-swojszc