Od co najmniej 30 lat trwa u nas romans. Romans wulgaryzmów z kulturą – wysoką i mniej wysoką albo jak mówią na mieście: popularną. Nie tylko fikcjonalni bohaterzy filmów, spektakli, literatury, ale i ludzie kultury z krwi i kości, z wyobraźnią i naprawdę niezłym wykształceniem, władający dość poprawną angielszczyzną (a nawet francuskim najwyższej klasy), w przestrzeni publicznej używają zwulgaryzowanej polszczyzny. Jeszcze 30 lat temu wulgarna polszczyzna była polszczyzną ćwoków (czyli ludzi prymitywnych) albo ludzi ograniczonych intelektualnie. Pamiętam jak moja koleżanka opowiadała, że jej sąsiadka każdą czynność w przepisie kulinarnym sprowadza do „pier*******” z przedrostkami: roz-, o-, na- i w -. Pamiętam jak puentowałyśmy tę opowieść współczującym zdziwieniem, że historie, sprawozdania, przepisy, recepty, slogany niektórych osób potrzebują do swojej pełni tylko jednego słowa i jego przedrostków. Potem pojawiły się programy typu reality show wywatowane wulgaryzmami i wulga
copywriting, content marketing, pisanie kreatywne