Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2018

(Nad)zwyczajne historie albo reklama Bożego Narodzenia

Nie od dziś wiadomo, że marketing jest siłą anektującą. A skoro anektuje wszystko, to także zwyczaje, tradycje i święta*. W tym, rzecz jasna, te największe, z Bożym Narodzeniem na czele. Marketing podporządkowuje sobie święta na różne sposoby, w zależności od wrażliwości inwestorów. A niektórzy inwestorzy od paru lat na Boże Narodzenie decydują się na reklamy usuwające ich marki i ich produkty w tło czy w dyskretną przestrzeń zarezerwowaną dla fundatora („poza ramy obrazu”), by eksponować (nad)zwyczajne historie: szeroko rezonujące, sentymentalne, w pewnym sensie terapeutyczne ….albo motywacyjne. Historie odrapane z bożonarodzeniowego blichtru i hałasu (ho, ho, ho!). Takie historie naprawdę się podobają, co udowodniła zeszłoroczna reklama Czego szukasz na święta? English for beginners . (Allegro) czy tegoroczny sukces Phila Beastalla. Film ten, o czym Beastall mówi wprost, wywodzi się z pnia sentymentalnej angielskiej reklamy świątecznej, związanej z „The John Lewis & Partners

Dekadenckie desery albo operacyjność copywriterów

Operacyjność copywriterów nie zna granic. Potrafi wygrzebać z historii stare pojęcie i wpuścić je w rynkowy obieg. Weźmy na przykład modne „dekadenckie desery”. Kto by pomyślał, że pojęcie „dekadencki/ie" pod koniec drugiej dekady XXI wieku powróci w kulinarnym copywritingu i w kulinarnej blogosferze. No może w skali skarlałej, ale jednak. Jakie czasy, taka intensywność kulinarnej dekadencji – wypada powiedzieć i ze stoickim spokojem przyjąć, że w dzisiejszej skarlałej skali nawet czekolada może być dekadencka aż do jądra swojej czekoladowości. Z drugiej strony, liczne sprzedażowe opisy mówią, że przymiotnik „dekadencki” jest już nieco wytarty i że pora na jego wzmocnienie. Stąd też coraz częściej czytamy o kulinariach „prawdziwie dekadenckich”, „podwójnie dekadenckich”, „najbardziej dekadenckich”, „dekadenckich aż do przesady” i… „bosko dekadenckich”. Ojcowie dekadenckich deserów   Nawet zgadzając się z tym, że kulinarny dekadentyzm jest dziś skarlały (ten w wydaniu copywri

Klątwa wiedzy

Dawno temu pisałam o „klątwie wiedzy”, czyli takim stylu komunikacji, w którym tak naprawdę nie chodzi o komunikację, ale o „wypowiedzenie siebie”. Pisałam, że „klątwa wiedzy” to nic innego jak ślepota na wiedzę, doświadczenia, gusty, „białe plamy” i potrzeby adresatów. To zafiksowanie się autora/redaktora, zamknięcie w jego własnym świecie. Być może jest to świat całkiem interesujący, ale niedostępny dla innych przez sposób jego pokazywania: niewłaściwy styl, czas albo…miejsce. I nic się nie zmieniło, „klątwa wiedzy” nadal tu i ówdzie urywa komunikację. A piszę o tym, bo dziś znalazłam świetny cytat, który super ilustruje problem braku dostrojenia w komunikacji: Pewien ksiądz, doktor teologii, przyszedł w zastępstwie katechety na lekcje religii do przedszkola. Dotykał rękoma główek dzieci i mówił: - Pamiętajcie na całe życie. Bóg jest transcendentalny* Może spodoba Ci się także: Klątwa wiedzy *Ks. J. Twardowski, Niecodziennik. Kraków 1991. Teraz czas na Ciebie. Blogowan

Dziwna

Od kilku dni w mediach donoszą o reklamie BMW przez niewidomego pisarza – Michaela Fehra. Występuje on tu w roli kierowcy. Internauci piszą o tej reklamie – „ale wymyślili”, dziwna, niezrozumiała. To w dużej mierze efekt pierwszego zaskoczenia wyobrażeniem „niewidomy kierowca” i... zdawkowości mediów, które nie odnosząc się do słów wypowiadanych w reklamie, kładą nacisk na fakt „niewidomy pisarz jako kierowca reklamuje auto”. Po prostu ignorują wewnętrzny kontekst reklamowanego obrazu. Słowa są ważne Jeśli jednak wsłuchać się (dokładnie, wsłuchać się w tę reklamę!), to wybrzmiewają w niej dwa istotne przekazy, prawie niewidocznie związane z reklamowanym produktem: „Naprawdę istnieje tylko to, co dotknięte (co dotykam)” i „Tylko to, co mnie dotyka, istnieje”. Michael Fehr w reklamie BMW Jasne, że wibrują domyślnie pod tymi przekazami motoryzacyjne slogany w rodzaju: „Wystarczy dotyk” (BMW)” „Prawdziwe dotknięcie motoryzacji (BMW)”, „Prawdziwe dotknięcie przyjemności  (BMW)”, „

Copywriting i myślenie magiczne

Lubimy magię. Lubimy magię, bo mamy ją w genach i  roztacza się wokół. Myślenie magiczne podkarmiają w nas nowe technologie i marketing. Dzięki nowym technologiom na naszych oczach realizują się  między innymi odwieczne marzenia ludzkości o lataniu (Jak ja lubię zdjęcia i filmy z dronów!), natychmiastowym połączeniu z innymi, podglądaniu życia innych i wpływaniu na innych. I jak się tak dobrze zastanowić, to wychodzi na to, że sukces Facebooka wyrósł po prostu na ludzkiej potrzebie „magicznych” połączeń i przekazów (impresji, ekspresji, perswazji), tak jak wcześniej realizowanie tych potrzeb przyniosło sukces telefonowi, radiu, telewizji. Tylko, że radio i telewizja zdecydowanie były poza naszą kontrolą. Z Facebookiem czy Instagramem jest całkiem inaczej! To nasze media, a przynajmniej przez nas zdobyte. Przynajmniej tak się nam wydaje. Nie więc dziwnego, że myślenie magiczne od zawsze wykorzystywał copywriting. Jeśli choć trochę interesujecie się historia reklamy, to musicie znać

Miłość od pierwszego spojrzenia

Mówią o niej iskra, chemia przeznaczenia, magia przyciągania, dziwna siła –  zaskakująca i intrygująca. Tak mówią o miłości od pierwszego wejrzenia. Faktem jest, że jest ona siłą literackich i filmowych akcji, choć – realnych podobno też. Jeśli wierzyć badaniom Kantar Public z lutego tego roku, to aż 75% Polaków wierzy w miłość od pierwszego spojrzenia!. Nic więc dziwnego, że frazę „miłość od pierwszego spojrzenia/ wejrzenia, ujrzenia” uwielbiają także copywriterzy. Używają jej w swoich zawodowych flirtach, romansach, podrywach. Bo copywritig to w gruncie rzeczy nic innego jak uwodzenie, podobnie jak pozycjonowanie, budowanie relacji, przywiązywanie do siebie… I bywa ta „miłość od pierwszego spojrzenia/ wejrzenia, ujrzenia” przez copywriterów przywoływana wprost albo adaptowana, jako: Miłość od pierwszego włączenia (Amica, 2008) Miłość od pierwszego zasmakowania (Knorr, 2016) Miłość od pierwszej filiżanki! (Tchibo, 2017)... W zależności od potrzeb, „miłość od pierwsze

Kontent, content, treść

Nie ma już chyba nikogo w naszym marketingu, kto by nie słyszał o content marketingu. I pomyśleć, że jeszcze 5 lat temu, gdy tu i ówdzie mówiłam, że zajmuję się content marketingiem zdumieni ludzie przecierali oczy. Jakby chcieli się upewnić czy na pewno widzą i słyszą to, co do nich dociera. Niedawno, po latach wzlotów i rozczarowań związanych z własnym i cudzym content marketingiem, trafiłam na cudowny fragment, niby fikcyjny i obcy (amerykański!), ale całkiem realistyczny i polski: - [….] muszę podwoić personel. Pozbyć się większości tych dziewczyn, które zarabiają ponad pięćdziesiąt tysięcy, żeby móc zatrudnić więcej pracowników za trzydzieści pięć, czterdzieści tysięcy. Więcej pracowników to więcej kontentu, a więcej kontentu to większy ruch na stronie. - A czy nie ma znaczenie, czy ten kontent jest wartościowy? Niektóre z tych dziewczyn wykonują świetną robotę. […] - Więcej zawsze znaczy lepiej*.  Czy rzeczywiście profesjonalniej znaczy więcej? Czy rzeczywiście wszystko

Comfort food po prostu

Tak się składa, że od dłuższego czasu śledzę miejsca wspólne pomiędzy jedzeniem i literaturą. Wszelkiego typu literaturą – piękną, użytkową, w tym marketingową rzecz jasna. I od wczoraj pałęta mi się po głowie analogia: comfort food – comfort book. Analogia stara (może nawet tak stara, jak sama książka?), choć odmłodzona za sprawą badań dr Shiry Gabriel. Bodaj siedem lat temu postanowiła ona zbadać czy jedzenie pozwala na „rekompensatę” samotności albo rozwiewanie smutków i smuteczków. Widać nie dowierzała ani poetom, ani pisarzom, ani innym piszącym o czekoladzie, kawie, biszkoptach na maślance czy rosołach i rosołkach… pachnących szczęściem. Comfort food No i eksperymentalnie udowodniła Shira Gabriel, że jedzenie bywa rekompensujące: uspokaja, wycisza, obniża stres i …..samotność. I działa całkiem tak samo jak ulubione seriale, filmy albo właśnie książki. Shira Gabriel udowodniła to, o czym wśród literatów i moli książkowych wiedziano od dawna: że cechą wspólną pewnego typu jedze

Czekolada: kultowe hasła reklamowe

Jean  A. Brillat-Savarin o czekoladzie Czekoladę uwielbiał na pewno Król August III. Podobno codziennie wstawał o 3 nad ranem, wypijał filiżankę nieprzyzwoicie intensywnej czekolady i siadał za biurkiem. Sam z siebie, a raczej ze swojej królewskiej mądrości, nieprzyjemności królewskich obowiązków otwierał  czekoladową przyjemnością. A Brillat-Savarin, autor słynnej Fizjologii smaku (1825),  pisał:” […] gdy myślenie przychodzi mi z trudem i przygniata jakaś niewiadoma siła, do wielkiej filiżanki czekolady dodaję ziarnko ambry wielkości bobu, utłuczone z cukrem i zawsze pomaga mi to doskonale. Dzięki temu środkowi wzmacniającemu życie staje się łatwiejsze, myśl lżejsza i nie grozi mi bezsenność, nieunikniona po filiżance kawy na wodzie, którą wypijałbym w tej samej intencji” . I pewnie niekłamany był  ten jeden z jego 9 żali nad biednymi przodkami, którym nie dane było próbować smaków Anno Domini 1825: „ Bogacze Rzymu, którzy wyciskaliście pieniądze zewsząd, gdzie stanęła

Mól książkowy, reaktywacja

Fakty są takie, że media społecznościowe nie pożerają starych mediów. Co więcej, bywają dla nich i ich zwolenników wyjątkowo gościnne. Weźmy na przykład  książkę i jej  fanów, czy było do nich kiedyś coś przyjaźniej nastawione niż …Instagram? Dzięki Instagramowi  zaczął żyć swoim drugim życiem między innymi stary frazeologizm: „mól książkowy” i to  w ilu odmianach! Jako: #molksiązkowy,  #molksiążkowy, #mólksiążkowy  i najczęściej w angielskiej postaci – jako #bookworm, ale też jako… #bookdragon,  #booklion, # bookeater.   #bookeater. Źródło własne.   #bookworm Fakty są takie, że #bookworm”  to  ten z  hasztagów, który autorzy instagramowych kont książkowych najczęściej używają w komunikacji w ogóle, a do autoprezentacji  swego bzika na punkcie książki w szczególności. Poniżej zrzut z  ekranu z informacjami zwracanymi na zapytanie o popularność #bookworm,  skierowane do aplikacji hashtagify.me . Informacja dla mniej wtajemniczonych: hashtagify.me. to darmowe narzędzie do

Słowa marca

No i skończył się marzec AD 2018, bardziej zimowy niż wiosenny. Zimno uśpiło aktywność słowotwórczą. Ostudziło też chęć operowania słowami starymi a jarymi, ciekawymi ze względu na swoją funkcjonalność albo… ozdobność. Właściwie nie było w czym wybierać. Z trudem więc udało mi się zebrać reprezentacyjną dziesiąteczkę, z której więcej niż połowa wiąże się ze światem kobiet. Ale przecież marzec to miesiąc od lat związany z ekspozycją kobiet i kobiecości.  10 top słów i fraz  marca Słowa marca 2018 ideoforia (myślenie dywergencyjne) – nadmiar pomysłów, orgia pomysłów, wysp skojarzeń, wizja wagonów możliwości. Zwierzę, które zabija skuteczność  i pozostawia ludzi naprawdę kreatywnych bez …. większych sukcesów . kobiecy reboot (ponowne uruchomienie, kobiecy restart) –  słowo używane  w Sieci  dla: nazywania reinterpretacji znanych kobiecych postaci (najczęściej w duchu feminizmu)  albo kobiecych wersji popularnych męskich bohaterów książek, filmów, gier (przykład: Nice Guys/ The

#bookstagram, czyli pasja, (auto)promocja albo marketing

Właściwie to nie wiadomo kiedy dokładnie narodził się #bookstagram. Wiadomo, że jego matką jest Instagram, a siłą podtrzymującą go przy życiu są  ludzie kultury książki.  Chociaż lepiej powiedzieć – społeczność książek. Społeczność książek (#bookcommunity) to naturalne środowisko #bookstagrama. I jeśli wierzyć danym zwracanym przy zapytaniu o #bookstagram Google Trends – to  jest to  środowisko  zdecydowanie w stanie rozwoju. Popularność #bookstagrama według Google Trends (26 marca 2018) #bookstagram, czyli znacznik #bookstagram to nic innego jak znacznik  (hasztag, hashtag), przy pomocy którego  w wielkiej wirtualnej przestrzeni zaznaczają/ oznaczają swą przestrzeń ludzie kultury książki – autorzy, wydawcy, krytycy, blogerzy, marketingowcy, czytelnicy  w bardzo różnym stopniu zaczytania – od  lubiących książki jako wdzięczne akcesoria począwszy na prawdziwych  książkoholikach skończywszy. I choć mogłoby się wydawać, że #bookstagram dotyczy wyłącznie  Instagrama, to pra

9 najważniejszych wezwań w e-marketingu

Nie ma co ukrywać. E-marketing jest nie lada wyzwaniem. Jest próbą mierzenia się z wieloma powinnościami ogólnymi i szczególnymi. Jakimi? Na dzień dzisiejszy  przychodzi mi do głowy taka top 9. Uwaga! klik w obrazek powiększa. 9 najważniejszych wyzwań  w  e-marketingu Znacie więcej, nie zgadzacie się z kolejnością. Dajcie znać! Teraz czas na Ciebie. Blogowanie to gra zespołowa.  * Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka. ** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom. ***Polub  Content i Marketing   na Facebooku.

Ania z Zielonego Wzgórza i specjalne kody komunikacji

Ania z Zielonego Wzgórza i specjalne kody komunikacji Stara poczciwa Ania z Zielonego Wzgórza mówi więcej o kobiecej komunikacji, storytellingu, copywritingu i budowaniu  osobistej marki niżby się mogło  wydawać. Oczywiście, jeśli oczyścić tę książkę z patyny czasu, na przykład z niektórych językowych i stylistycznych ozdobników, które trochę  ją „uniewspółcześniają”. Bo koloryt historyczno-obyczajowy i lokalny z tej książki, przy odrobinie dobrej woli, można uznać za maskę, pod którą kryje się mnóstwo dzisiejszych postaci, relacji, sytuacji,  refleksji. Co jest mówione pod powierzchnią opowieści o Ani z Zielonego Wzgórza Po pierwsze  pod powierzchnią książki Lucy Maud Montgomery kryje się historia o  dziewczynie,  która walczy o własną współzależność (bycie w rodzinie i grupie!) i równocześnie o niezależność (bycie sobą!). I o… własną publiczność. Tak, tak, przed Insta  własna publiczność i popularność  też były na wagę złota! A zdobycie ich wymagało nie lada nakładów: pieni

Szmata śmierci albo dysfemizmy

Istnieją eufemizmy , istnieją dysfemizmy. O ile pierwsze łagodzą  wypowiedzi  i przedstawienia przedmiotów, o tyle drugie je wyostrzają, a także brutalizują i atakują. O ile eufemizmy mogą służyć promocji i reklamie, o tyle dysfemizmy sprawdzają się, gdy chodzi o wywołanie niechęci,  degradację, antyreklamę. Także gdy chodzi o  wyrażenie wściekłości,  przepuszczenie ataku. Luty, który z natury jest nieprzyjemny (zimny,  ostry,  lodowaty) obfitował w  wypowiedzi, w których używano dysfemizmów. No a dzisiaj jest 2 marca,  no  i mamy dysfemistyczny atak na…stary poczciwy podkoszulek bawełniany.   Stary poczciwy pokoszulek bawełniany został  bowiem  w pewnym istotnym portalu nazwany  …„szmatą śmierci”.  Co prawda nie jest on ani termiczny, ani termoaktywny, ani termoregulacyjny i tak podobno go nazywają „wspinacze”, ale bez przesady. Pomiędzy „byciem nietermicznym”  a  „szmatą śmierci” jest wiele innych  stanów pośrednich. No i pomiędzy  wspinaczami i innymi uprawiaczami zimowej ekstrem

Słowa lutego 2018

No i skończył się luty, w finale błękitny od mrozu. Jednak zanim wszystko w lutym skostniało, nieźle wrzało.Także w nomenklaturze przewijającej się przez media i e-media wszelkiej maści.  10 wybranych słów lutego  Słowa lutego2018 konsensualna niemonogamia (consensual non-monogamy) – nazwa dla związków otwartych, wszelkiego rodzaju swingingów i poliamorii. Nie powiem, jaki odpowiednik zastosowałyby tutaj nasze babcie, bo z reguły nie lubię… dysfemizmów. coparenting – nazwa dla wspólnej przestrzeni  rodzicielskiej. Stosowna i stosowana w  sytuacjach, w których dwójkę ludzi łączy tylko (albo aż!) wspólne dziecko.  instagramowy fejm –  nazwa związana z praktykowaniem Insta, stosowana w dwóch różnych znaczeniach: neutralnym i  realistycznym. W wersji neutralnej dla nazwania wysokiej pozycji na wyspie Insta, obliczanej ilością obserwatorów (w większości na szpilkach, w sukienkach, w spódnicach, ale nie tylko, nie tylko). W wersji realistycznej służy nazwaniu praktyki "follo

Parę niezłych myśli o blogowaniu

Żyjemy w czasach cytatów. Cudze słowa inspirują, motywują, służą za argumenty w dowodach i przekonywaniu innych. Bywają ozdobnikami. Słowa „pożyczone” od innych kochają social media – nawet Insta, na którym wymyślono nie tylko #foodporn, ale i  # bookporn, i #wordporn. O #quotes wszelkiej maści nie ma nawet co wspominać. Bez nich nie istniałoby wiele profili.  A że czasami cytaty  maskują brak własnych  myśli,  to już….zupełnie  inna sprawa.  A zresztą, czy do własnych myśli, do nowatorstwa choćby pierwszego stopnia nie dochodzi się tak naprawdę przez cudze myśli? Nie tak dawno od kogoś bardzo ważnego  i  o pokaźnym dorobku artystycznym usłyszałam półżartem półserio, że ludzie utalentowani „ pożyczają” od innych, a geniusze po prostu „kradną”. Może w ogóle oryginalność i nowatorstwo  bez innych są po prostu niemożliwe? Ja na przykład chętnie podczytuję sobie innych, dla sportu i  po to żeby zestawić z nimi swoje doświadczenia.  No i czasami używam ich myśli jako…drogowskazów. A

Blurb, blurb, blurb

No i mamy kolejne modne słowo – blurb. Wymyślone w 1907 roku przez amerykańskiego poetę i krytyka sztuki Geletta Burgessa, ostatnio, z impetem kuli śnieżnej, zdobywa coraz większe zasięgi. Głównie wśród nowo ochrzczonych speców od marketingu książki. Ci odrobinę starsi i wydawcy oraz doświadczeni autorzy, znają to słowo od dawna. A na pewno znają jego znaczeniowe zamienniki, jak: testimonial, rekomendacja, entuzjastyczna  polecajka, dupka (albo plecki), druga rybka albo druga przynęta.  Albo…reklamiarskie parateksty, Blurb w chmurze słów Czym jest blurb? Blurb to nic innego jak tekst promocyjno-marketingowy umieszczony na skrzydełku lub czwartej stronie okładki książki, płyty, filmu. Z natury blurb jest istotą  skrzydlatą i zdolną do pączkowania, stąd też może pojawiać się w folderach wydawniczych, w prasie oraz w Internecie.  Blurb może być „zszyty” albo napisany ekstra.  Jeśli jest „zszyty”, to najczęściej z cytatów recenzji wydawniczych.  A napisany ekstra może być: 

#bookporn, czyli książki inaczej

Byłam wczoraj na Wyspie Insta. Leży ona w Zatoce Relacji i jest naprawdę nieźle skomunikowana z sąsiednimi wyspami: Facebookiem,  Pinterestem, Blogosferą i Twitterem. Generalnie, ludzie porozumiewają się tutaj przy pomocy hasztagów (ci bardziej snobistyczni mówią, że są to hashtagi)  i  fotografii – z założenia wystylizowanych. I na tej wyspie Insta wymyślili  #wordporn oraz  #bookporn. Wcześniej wymyślili #foodporn. #foodporn według Google #bookporn według Googles #bookporn według Insta #bookporn według Pinteresta Mam podejrzenie, że tak naprawdę #wordporn i  #bookporn wymyśliły One, bo na Wypie Insta zdecydowanie dominują dziewczyny i kobiety.  Czym jest # bookporn #wordporn i  #bookporn to nic innego, jak  „prowokowanie”  przyjemności oglądania, w pierwszym przypadku słów, a w drugim – książek.  W tym drugim przypadku  przez specjalny sposób prezentowania książek, przez  organizowanie ich  „występów": w odpowiednim tle, oświetleniu (ach, to świat