Przejdź do głównej zawartości

Podniebna podróż

Ach ci copywriterzy, nazywając, opisując, przywołując hasłami –  trafiają w najczulsze punkty: potrzeby, lęki, marzenia, wyobrażenia, miłości do rymu albo melodii i rytmu,  albo  zaspokajają głód żartu. A czasami   po prostu wszczynają opowiadanie historii, które tak naprawdę dopowiada sobie druga strona – klienci.

A piszę o tym, bo właśnie w miniony weekend  – spotkałam dwa przykłady nazw z historiami  do dopełnienia.

Pierwszy przykład, wzięty z piątku

Wchodzę do kwiaciarni, zwracam uwagę na stylowe wisiorki z czterolistną koniczynką, pytam o  nie i  sympatyczna kwiaciarka opowiada mi  o… ich historii, i ich autorce. Puenta tego opowiadania jest taka, że to nie są żadne  wisiorki z koniczynką  zatopioną w żywicy, żadne tam „Szczęśliwe koniczynki”  czy „Na szczęście”, „Biała magia”, „Lucky”, „Quadrifoglio Verde (QV) )”, ale  … „Helenki”. Po prostu „Helenki”,  poświęcone Helenie, babci autorki – jej niegdysiejszej przewodniczce po magii ogrodów i szczęśliwych koniczyn.  Że są to kawałki osobistej historii  zatopionej w żywicy.

Drugi przykład, wzięty z soboty

Szukam farby. Białej. I trafiam na tę z etykietą: „podniebna podróż”.  Mózg otwiera mi obrazy z cudownych podniebnych podróży  – to epizodów z filmu Johna Downera, to scen z  przedstawienia teatru „Tol”. W obu przypadkach szło o  udostępnienie widoków  spoza sfery codziennych doświadczeń. Wyjątkowych. Z ptasiej perspektywy. Takich uskrzydlonych obrazów dla „nielotów”.

Całą frajdę trochę popsuł mi opis, ale nie całkiem,  bo  dzielnie trzymał się w konwencji „podniebnej podróży”. Nawet nie bardzo mi przeszkadzało, gdy okazało się, że  w gruncie rzeczy  cała ta „podniebna podróż” to  „delikatnie zszarzona biel” (!), „doskonale neutralna”, która cudownie komponuje się z „ciszą nocną”  i z wnętrzami urządzonymi w  stylu gustawiańskim, shabby chic, paryskim.

No i jak tu nie kochać  copywriterów? Którzy niby uprawiają marketing, ale tak naprawdę odpowiadają na potrzeby zwyczajniaków i snobów,  na marzenia albo miłości do… magii. wielkich lotów,  zabawy, rymów, melodii, rytmów, żartów. 


Teraz czas na Ciebie.
Blogowanie to gra zespołowa. 
* Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka.
** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom.
***Polub  Content i Marketing  na Facebooku.







Komentarze

Najpopularniejsze

Chwytliwe hasła

A jednak rymy w komunikacji wszelkiej maści są nieśmiertelne . Wczoraj wieczorową porą weszłam na Facebooka, a tu balet …rymów: „Pani Beato! Niestety, ten rząd obalą kobiety! Albo: „już to media podchwyciły, jakby całe życie z anarchią na piersiach łaziły”. Albo: „głośno wszędzie, czarno wszędzie, co to będzie, co to będzie!” Nawet niektóre hasztagi wyświetlające się na mojej facebookowej ściance ubrały się w rymy: #latowKato, #macchiatowkato. #nakawcewwawce. Może byłabym przeoczyła ten e-taniec rymów, gdyby nie to, że od pewnego czasu jestem wyczulona na rymowanie. Zwłaszcza w sloganach promocyjnych i reklamowych. I wbrew temu, co się sądzi „na mieście” rymy wcale nie wyszły z copywriterskiej mody. Mimo, że niektórych drażnią w sposób absolutny. Rymy robią niezłą robotę Rymy od zawsze bawiły, odróżniały, wyróżniały, wbijały w pamięć nazwy firm (i ich adresy), nazwy marek, produktów . O czym pisałam między innymi tutaj i tutaj . Rymy służyły także wyśmienicie czarnemu PR-owi, ...

Czekolada: kultowe hasła reklamowe

Jean  A. Brillat-Savarin o czekoladzie Czekoladę uwielbiał na pewno Król August III. Podobno codziennie wstawał o 3 nad ranem, wypijał filiżankę nieprzyzwoicie intensywnej czekolady i siadał za biurkiem. Sam z siebie, a raczej ze swojej królewskiej mądrości, nieprzyjemności królewskich obowiązków otwierał  czekoladową przyjemnością. A Brillat-Savarin, autor słynnej Fizjologii smaku (1825),  pisał:” […] gdy myślenie przychodzi mi z trudem i przygniata jakaś niewiadoma siła, do wielkiej filiżanki czekolady dodaję ziarnko ambry wielkości bobu, utłuczone z cukrem i zawsze pomaga mi to doskonale. Dzięki temu środkowi wzmacniającemu życie staje się łatwiejsze, myśl lżejsza i nie grozi mi bezsenność, nieunikniona po filiżance kawy na wodzie, którą wypijałbym w tej samej intencji” . I pewnie niekłamany był  ten jeden z jego 9 żali nad biednymi przodkami, którym nie dane było próbować smaków Anno Domini 1825: „ Bogacze Rzymu, którzy wyciskaliście pieniądze zews...

Dobre rymy, na dobry humor i dobry apetyt

Jesień. Szaro. Buro. Tu i ówdzie leje. A za mną chodzą rymowane wiersze związane z małą i wielką kuchnią: na dobry dzień, na dobry apetyt, na dobry PR, na dobry marketing. Wiem, wiem, że niektórzy organicznie nie znoszą rymów. Ale skoro uprawia się je od lat, w promocji i marketingu również, to musi w nich być siła . Tyle  rymujących ludzi – a w tym duch zbiorowy (ach, te przysłowia!*), poeci i pisarze, tekściarze albo rymarze (twórców tekstów piosenek mam na myśli), kwalifikowani i samozwańczy copywriterzy – nie może się przecież mylić… Gastrorymy , małe i duże, są rozsiane gęsto w dorosłej i dziecięcej literaturze pięknej, popularnej, kulinarnej (to oczywista oczywistość), w starych i nowych anonsach prasowych, w namingu: nazwach potraw, a nawet restauracji. Przykłady? Proszę bardzo – dla miłośników obcych nazw – Good Honest Food (Dobre, uczciwe, jedzenie) albo  Poco Loco ( Zwariowany/Zbzikowany/Szalony Kawałek albo takie samo Coś Niecoś ). A dla miłośników polszczyzn...